niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 9

Zatrzymałam się przed klubem o nazwie „Cabana Lounge”*, z którego dobiegała bardzo głośna muzyka, jeśli to dudnienie można było nazwać muzyką. Wahałam się przez cały czas, czy zbliżyć się do bramki z ochroniarzem, czy odpuścić i dalej błąkać się po Vancouver. Ta druga opcja już okazała się beznadziejna, więc teraz tylko zostało mi zebrać w sobie resztkę odwagi, by spróbować wejść do klubu bez wczesnego ukazania dokumentu tożsamości. Zawsze w takich momentach powtarzałam sobie, że przecież moje życie nie może skończyć się w tak żałosny sposób, że policja znajdzie mnie sztywną w środku lasu. Czy zasłużyłam na taki koniec?Stanęłam w kolejce, a ludzie ubrani i wyglądający ode mnie o wiele lepiej skierowali na mnie swój pełen obrzydzenia wzrok. Przewróciłam tylko oczami przejmując się jedynie tym, czy uda mi się wejść do ciepłego pomieszczenia, w którym na pewno znajdę narkotyki. Kolejka nie była bardzo długa, ale dziwnie powoli wszystko przebiegało. Wychyliłam się lekko i zauważyłam jak ochroniarz bardzo dokładnie przeszukuje młodego chłopaka, który bardzo chciał dostać się do środka, co było widać po jego zachowaniu. Wyrywał się i chyba krzyczał, że powinni pozwolić mu wejść. Szybko znalazło się przy nich dwóch szerokich mężczyzn, którzy odprowadzili chłopaka gdzieś poza zasięg mojego wzroku. Przełknęłam ślinę po czym zostałam lekko pchnięta do przodu przez mężczyznę, który stał z dziewczyną. Posłał mi uśmiech wskazując ręką, żebym ruszyła się do przodu. Kolejka zaczęła przesuwać się coraz szybciej, a ja im bliżej przerażającego ochroniarza byłam, tym bardziej przygryzałam wargę i ściskałam pięści. Widząc jak każdego pyta o dowód tożsamości i przeszukuje dokładnie – miałam ochotę wyjść z kolejki i uciec gdzieś daleko od tego miejsca, ale była to moja ostatnia szansa. Szansa, która i tak wydawała się być już stracona.
Kolejka przesuwała się, a ja miałam coraz większe wątpliwości.
Z osób przede mną nie wpuścili zbyt dużo, głównie dlatego, że były to osoby niepełnoletnie (jak ja). Nadeszła kolej na dwie kobiety stojące przede mną. Odetchnęłam głęboko przygotowując się na porażkę. Z tego co zauważyłam ochroniarz przeszukiwał kieszenie, czy nikt nie ma ze sobą noży czy innych niebezpiecznych rzeczy. Pytał o dowód lub inny dokument potwierdzający wiek i o substancje psychoaktywne. Miałam jednak małą nadzieję, że może ktoś przemycił cokolwiek i podzieli się ze mną. Bałam się zawsze myśleć o skutkach odstawienia dawki. Kiedyś na pewno się dowiem jak to jest...
Ochroniarz wskazał na mnie palcem i nakazał podejść do siebie.
Ruszyłam w jego stronę niepewnie i stanęłam przed nim.
- Wyglądasz jak bezdomna – zaśmiał się chamsko. -
Pokaż wszystko co masz w kieszeniach. Nie mogę pozwolić, żebyś weszła z czymś zabronionym przez nasz regulamin. – powiedział już poważnie, wskazując palcem na kartkę zawieszoną na tablicy przed klubem.Przeszukałam wszystkie kieszenie i jedyne co mu ukazałam to zmiętą chusteczkę, którą trzymałam w kurtce od czasu jednego ze spacerów, kiedy to płakałam żałośnie skulona na ławce. Ochroniarz uniósł brwi robiąc dziwną, która mi się nie spodobała i nie wróżyła niczego dobrego. Odpięłam zamek mojej kurtki i przeszukałam kieszeń wewnętrzną. Pusta. Wzruszyłam ramionami próbując powiedzieć mu, że nie mam w zanadrzu nic więcej oprócz chusteczki.
- Dobra, więc teraz dowód mała, bez tego nie wejdziesz.
Nic nie mówiąc zaczęłam udawać, że szukam po kieszeniach mojego dowodu. Nie było to zbyt mądre posunięcie, wcześniej przecież nic z nich nie wyjęłam. Spojrzałam na niego pewniejszym wzrokiem.
- Chyba zapomniałam zabrać go z mojego auta.
- Kluczyków też z niego zapomniałaś? - rzucił zdenerwowany. - Zjeżdżaj, następny!
Odwróciłam się na pięcie i już miałam odejść, ale zatrzymał mnie głos drugiego ochroniarza.
- Jackson! Zmienić cię?
Obudziła się we mnie kolejna nadzieja, więc zostałam w miejscu i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.
-
Jasne, w środku na pewno jest ciekawiej, chodź stary.
Chudszy ochroniarz wziął opaskę od grubszego i stanął na bramce. Podał mu dłoń na pożegnanie, potarł dłonie i obrócił się w moją stronę. Wyglądało jakby zamurowało go na chwilę. Stanął tak, że nie mogłam widzieć jego twarzy
, ale to chyba lepiej. Stał nieruchomo patrząc na mnie cały czas. Myślałam, że czeka aż odejdę, więc wycofałam się, ale on w tym samym momencie otworzył bramkę i pozwolił mi wejść do środka. Ruszyłam przed siebie szybkim krokiem, bojąc się, że mężczyzna zmieni zdanie.
Jednak ktoś ulitował się nad moim losem i pozwolił mi dostać się do miejsca w którym prawdopodobnie przeżyję tę noc.
Jeśli udało mi się wejść teraz tylko jeszcze pozostało mi znalezienie narkotyków. Nie miałam pojęcia jak to zrobię, ale nie mogłam się w tym momencie poddać. Kiedy weszłam do moich uszu dobiegło zbyt mocne brzmienie basów, ale wiedziałam że za parę minut przywyknę do nich. Zauważyłam dużą oświetloną strzałkę, która miała zaprowadzić mnie do szatni. Nie miał mnie kto okraść, bo i tak miałam puste kieszenie, ale przeszkadzałaby mi ona w tańcu czy czymkolwiek innym. Musiałam jakoś zwrócić na siebie uwagę potencjalnego posiadacza działki.
Ból głowy trzymał mnie przez cały czas, ale zdążyłam przyzwyczaić się do tego uczucia, powoli przychodziły drgawki i coraz ciężej było mi to ukryć.
Na moje szczęście szatnia była darmowa. Dostałam tabliczkę z numerem 42, wsunęłam ją do kieszeni i wróciłam na salę. Pomyślałam, że najłatwiej będzie poznać kogoś przy barze. Przecisnęłam się przez tłum ludzi, błądziłam jakiś czas pomiędzy nimi i w końcu ujrzałam długi blat przy którym stała jedna młoda dziewczyna i trochę starszy od niej chłopak. Przy barze nikt się nie przysiadł, więc nie byli niczym zajęci. Zajęłam boczne miejsce i odwróciłam się przodem do tańczących. Obserwowałam jak się bawią i jednocześnie użalałam się nad sobą wewnętrznie, myśląc o tym jak drgawki opanowują moje ciało. Łzy powoli zaczęły napływać do moich oczu, ale musiałam być twarda. Musiałam sobie poradzić, więc przetarłam szybko oczy, aby pozbyć się łez i wróciłam do obserwowania tłumu. Teraz byłam zdana tylko i wyłącznie na los.
-
Podać ci coś? - zagadała mnie barmanka.
-
Nie, dziękuję. Nie mam przy sobie pieniędzy – powiedziałam po czym uśmiechnęłam się niepewnie.
Barmanka zaśmiała się
i pokręciła głową.
- Spokojnie,
pierwsze trzy drinki, albo jakiekolwiek napoje są darmowe, nie czytałaś? - wskazała na kartkę zaraz obok mojej głowy. Zrobiło mi się głupio.
-
Oh, wybacz – zmieszałam się. - Tak, poproszę w takim razie whisky z colą.
Uśmiechnęła się tylko i zniknęła z moich oczu, by przygotować
zamówionego przeze mnie drinka. Ja w tym czasie rozglądałam się stukając paznokciami o blat baru. Wszyscy wyglądali tak zwyczajnie. Co ja sobie myślałam, nikogo z narkotykami by tu nie wpuścili. Po zakochane pary, do samotnych mężczyzn, którzy wyglądali zbyt przyzwoicie, żeby mieć ze sobą coś nielegalnego. Poza tym klub był zdecydowanie za bardzo zadbany jak na siedlisko posiadaczy działek. Wyglądał na drogi i luksusowy, zastanowiłam się przez chwilę dlaczego wejście jest darmowe, ale szczerze mówiąc w tym momencie to naprawdę był mój najmniejszy problem.
- Twój drink – krzyknęła barmanka zbliżając się do mnie.
Uśmiechnęłam się do niej na znak podziękowania. Chciałam chwycić szklankę, ale moje dłonie trzęsły się zbyt mocno, żebym utrzymała ją w nich dłużej. Chwyciłam jedną ze słomek z pojemniczka i wsadziłam do szklanki. Barmanka uniosła na to brwi i spuściła głowę wycierając przy tym blat.
- Słuchaj, do której mniej więcej trwają tu dyskoteki? - zagadnęłam ją, mając nadzieję, że nie wyląduję w środku nocy na dworze.
- Zwykle nawet do w pół do szóstej, ale zależy to od tego jak szybko ktoś nie wda się w żadną bójkę. Wtedy impreza jest zamykana.
Przytaknęłam tylko na to i nic już nie mówiłam. Skupiłam się na szukaniu wyjścia z tej sytuacji. W głowie nadal miałam cholerną pustkę. Przez myśl przebiegło mi, żeby dowiedzieć się czegoś od barmanki. Była tylko trochę starsza ode mnie i naprawdę wydawało mi się, że ona mogłaby mi pomóc. Przynajmniej dać odpowiedź, bez podejrzewania mnie o narkomanię. Dziewczyna wyglądała na około dwadzieścia lat, miała długie falowane, brązowe włosy, duże, zielone oczy i była dość niska. Dołeczki ukazywały się, kiedy obdarzała kogoś uśmiechem. Miała bardzo miły głos, wyglądała na uprzejmą osobę.
Jednak zanim zdecydowałam się odezwać do niej, ktoś z zaplecza groźnym głosem zawołał ją po imieniu. Dziewczyna spięła się, spojrzała na mnie ostatni raz i udała się na zaplecze. Wychyliłam się zaraz zanim wyszła, z nadzieją, że coś zobaczę. Ujrzałam tęgiego ochroniarza, który nie chciał mnie wpuścić do klubu. Stał bardzo blisko barmanki i groził jej palcem. Widać było, że dziewczyna była przerażona. Jednak to nie była moja sprawa. Szybko wypiłam drinka, tylko dlatego, żeby zakręciło mi się od niego w głowie. Miałam cichą nadzieję, że w jakiś sposób pomoże mi to z drgawkami.
- Wszystko z tobą dobrze? Jesteś blada – zauważył nieco starszy ode mnie barman.
Chwilę po usłyszeniu tego zdania i ujrzeniu mężczyzny, który okrążał bar, żeby znaleźć się bliżej mnie, poczułam jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła.
- Nie – wybełkotałam zakrywając dłonią usta.
- Przyniosę ci wody – poinformował nie oczekując sprzeciwu. Chwilę potem nie było go już przy mnie.
Nie chciałam tej cholernej wody, potrzebowałam odnaleźć kogoś kto da mi trochę narkotyków. Wstałam z krzesła i odeszłam od baru, zatapiając się tym samym w tłumie tańczących ludzi. Większość z nich odpychała mnie od siebie i wpadałam na innych, którzy jeszcze mocniej mnie odpychali. W końcu wydostałam się z tłumu i zaczęłam kręcić się w miejscu w poszukiwaniu łazienki. Rozejrzałam się i zauważyłam duży, neonowy, czerwony napis „WC”. Biegiem rzuciłam się w jego stronę, zanim cała zawartość mojego żołądka, która składała się jedynie z drinka, wylądowała na podłodze.
Kilkanaście minut później wychodziłam już z pomieszczenia, wycierając twarz papierowym ręcznikiem. Wyglądało na to, że moja nawet nie zaczęta próba poszukiwania narkotyków już została zakończona. Poddałam się, a że nie chciałam, żeby wszyscy ludzie widzieli jak leżę i się trzęsę, więc postanowiłam wyjść z clubu. Nie było konkretnego powodu, dla którego miałabym tu zostać. Może oprócz takiego, że na dworze było niebezpiecznie, a tutaj byłam całkiem bezpieczna. Zanim się spostrzegłam, siedziałam skulona na fotelu przy pustym stoliku. Schowałam twarz w dłonie, jednocześnie trzymając kawałek ręcznika papierowego. Spięłam wszystkie mięśnie, żeby nie pokazać jak bardzo moje ciało się trzęsie, ale to nie działało, nie miałam nad tym kontroli.
Poczułam uścisk czyjejś dłoni na moim ramieniu. Podniosłam głowę zbyt energicznie, przez co mroczki pojawiły się przed moimi oczami.
- Tutaj jesteś, czemu poszłaś?
Znałam już ten głos. Zamrugałam kilka razy i ujrzałam twarz barmana.
- Nie powinieneś zostać przy barze? Stracisz pracę – wybełkotałam biorąc od niego szklankę z wodą. Wzięłam małego łyka i oparłam głowę o oparcie fotela przymykając oczy. Barman wziął ode mnie szklankę zanim moje drżące ręce nie wylały jej zawartości.
- Straciłbym głowę z rąk koleżanki z pracy, jeśli nie przyniósłbym ci wody. Nie ma za co.
Pokiwałam głową na znak, że mu dziękuję. Wyciągnęłam rękę po szklankę po raz drugi, jednak jej nie otrzymałam.
- Chodź ze mną – nakazał mi chłopak. Chciałam protestować, jednak chwycił mnie mocno za ramię i przeprowadził przez tłum ludzi. Nie ukrywałam, że trochę się bałam, ale nie miałam siły nic zrobić. Po prostu posłusznie szłam.
Zaprowadził mnie na zaplecze. Nie było to zbyt duże pomieszczenie. W rogu przy oknie stało biurko, a na nim laptop i szklanka, prawdopodobnie napełniona drinkiem. W drugim rogu stał wieszak, a na nim trzy kurtki, czapka i bluza. Stały tam też dwa krzesła, a od razu po mojej lewej stronie drzwi do ubikacji. Ewidentnie ktoś był w środku. Barman pomógł mi bezpiecznie usiąść na jednym z krzeseł i kazał czekać. W tym momencie akurat zza drzwi wynurzył się tęgi ochroniarz, który nie chciał mnie wpuścić do środka klubu.
- Czego ona tu? - Oburzył się i rzucił wrogie spojrzenie barmanowi, który najwyraźniej się tym nie przejął.
- Spójrz jak ona wygląda – wskazał na mnie palcem. - Wiem, że wiesz, co powinieneś zrobić.
Po tych słowach zostawił mnie sam na sam z mężczyzną, który tylko chodził po zapleczu i mruczał coś pod nosem. W końcu zdecydował się usiąść przed laptopem i nałożyć słuchawki.
- Słuchaj młody, sprowadziłeś tu to małe gówno, więc teraz za nią odpowiesz. Zaraz tam będę.
W mojej głowie wirowało w kółko pytanie co oni ze mną zrobią i o czym mówił barman. Wykorzystają mnie do czegoś? Zawiozą do burdelu?
Ochroniarz znalazł się przy moim boku, chwycił mnie za ramię w ten sam sposób, jaki trzymał mnie wcześniej barman, z tą różnicą że zbyt mocno. Jego palce wbijały się boleśnie w moją rękę, ale bałam się odezwać, bezpieczniej było nie mówić nic. Ochroniarz szarpnął mnie i popchnął w stronę wyjścia z zaplecza. Przeprowadził mnie przez bar, prosto do kuchni, gdzie dwóch mężczyzn rzuciło mi zdziwione spojrzenie. Zeszli nam z drogi wyraźnie wystraszeni. Zostałam pchnięta w stronę wielkich, skórzanych drzwi, które jak się okazało prowadziły na dwór. Znaleźliśmy się na tyłach klubu, gdzie znajdowała się dróżka do pomieszczenia znajdującego się pod ziemią. Staliśmy chwilę w miejscu, a ja zaczęłam się powoli cofać i wyszarpywać z jego uścisku, ale miałam zbyt mało siły. Poczułam jak przysunął mnie bliżej siebie i przytrzymał w bezruchu.
- Posłuchaj, robię to dla twojego dobra, więc lepiej przestań, bo cię wyrzucę i będziesz wymiotować całą noc – pogroził mi palcem. - Teraz idź tam, a ja zabiję tego gówniarza – powiedział pod nosem po czym odszedł. Spojrzałam się w stronę tajemniczego pomieszczenia. Kiedy chciałam odwrócić się ponownie do ochroniarza, jego już nie było. Jego cień zniknął za zakrętem, więc za nim poszłam, sama do końca nie wiedząc dlaczego. Gdzieś w środku przeraziły mnie słowa, że chce kogoś zabić, mimo że wiedziałam, że to przenośnia.
Wychyliłam się zza zakrętu, ale było pusto, więc poszłam dalej. Zza drugiego zakrętu ujrzałam już masę ludzi stojących w kolejce i tęgiego ochroniarza, podchodzącego do młodszego, stojącego na bramce. Krzyczał coś do niego, a kiedy zbliżył się do niego wystarczająco blisko, chwycił go za bluzę, zerwał mu opaskę z ręki i wskazał palcem w stronę miejsca, gdzie aktualnie stałam. Puścił chłopaka, który od razu odepchnął go od siebie. Wyglądało na to, że zaraz wybuchnie z tego większa awantura, ludzie w kolejce zaczęli nawet nagrywać całe zajście, a kilku niezauważalnie weszło do klubu, kiedy obaj zajęci byli swoją kłótnią. Po chwili młodszy bramkowy szedł w moją stronę. Domyśliłam się, że być może idzie mnie szukać, więc zaczęłam biec, póki jeszcze miałam siłę. Na zakręcie jednak padłam na kolana, ale byłam wystraszona do końca sama nie wiedząc czym, nabrałam siły i pobiegłam dalej przed siebie. Zbiegłam po schodach, kiedy dotarłam do podejrzanego pomieszczenia. Nacisnęłam szybko na klamkę i zajrzałam do środka. Znajdowały się tam trzy osoby. I wszystkie pogrążone były w głębokim, ponarkotycznym śnie. Rozejrzałam się szybko i moim oczom ukazały się dwie jeszcze nieodpakowane opakowania strzykawek i kilka podzielonych działek.
Udało mi się.
W pomieszczeniu było dość ciemno, a na zewnątrz nie było zbyt dużego oświetlenia, tylko samotna lampa, która nie dawała zbyt dużego oświetlenia w tym miejscu. Kiedy już miałam wejść do pomieszczenia, aby w końcu poczuć narkotyk dostający się do mojej krwi, poczułam mocne pchnięcie. Upadłam na ziemię i zanim się odwróciłam, ktoś przycisnął mnie do podłogi kolanami, mocno wykręcił moją rękę i wbił strzykawkę w żyłę.
Zapadła ciemność.

*”Cabana Lounge” - Nie chciałam dawać wymyślonej nazwy klubu, tak jak z nazwą ulicy w poprzednim rozdziale, więc wyszukałam nocnych klubów w Vancouver, ale wciąż nie mam pewności, czy jest to klub dla mężczyzn czy jaki
(lol), cóż – mi chodziło po prostu o dyskotekę.

_________________________________________________________
enjoy x