Wbiegłam do salonu rzucając chłopakom
przerażone spojrzenie. Poczułam pewne obrzydzenie nimi, kiedy
dotarło do mnie, że coś przede mną ukrywali. Wszyscy wiedzieli i
nie mieli zamiaru mi powiedzieć. Coś, co dotyczyło Brada, mojego
przyjaciela. Jedynego jakiego mam. Jedynego, który chciał mnie w
tym domu. No... Przynajmniej na początku, teraz wszyscy mnie
zaakceptowali,
ale pamiętam moje początki związane z tym domem. Pierwszy dzień kiedy przekroczyłam próg tego domu. Wtedy, kiedy wszyscy przyglądali mi się z pogardą, ciągle powtarzali, że to nie dla mnie, że tu nie pasuję i żebym wróciła do swojego wygodnego życia. Zachowywali się jakby mnie nienawidzili. Tylko Brad zawsze mnie tu chciał, pocieszał i mówił, że to tylko przejściowe, że kiedy poznają mnie lepiej na pewno zaakceptują kolejną dziewczynę w tym domu. Teraz czułam się jak ich oczko w głowie. Często pytali czy nie jestem głodna, opiekowali się mną kiedy miałam nawet najzwyklejszy kaszel. Mogłam spokojnie nazwać ich moją rodziną. Zachowywali się wobec mnie jak rodzina.
I w tym momencie osoby, które podobno są dla mnie rodziną ukryły przede mną coś bardzo ważnego. To „coś” dotyczyło osoby, z którą byłam zżyta najbardziej i oni dobrze to wiedzieli.
Nie przejmując się wzrokiem wszystkich domowników, zwróconym w moją stronę, ruszyłam szybko w stronę pokoju Brada, przerażona tym co mogę usłyszeć czy też zobaczyć. Mocne szarpnięcie powstrzymało mnie przed tym. Stanęłam twarzą w twarz z Jeffem. Bałam się, że zaraz mnie uderzy, ale chodziło o Brada, a ja za wszelką cenę musiałam wiedzieć o co chodzi. Zaczęłam się z nim szarpać, mimo że nie miałam żadnych szans.
- Jeff, już i tak za późno, nie udało ci się – usłyszałam głos Roxane. - Nie byłoby problemu, gdyby wiedziała od początku. Zrobiłeś z tego wielką tajemnicę, a przecież skoro tu jest na pewno wie jak to wszystko wygląda i co nas wszystkich czeka.
- Zgadzam się – rzucił stanowczo Toby.
Zatrzymałam się nagle nie wierząc własnym uszom. Roxane, mój największy wróg w tym momencie praktycznie mnie broniła. Odwróciłam głowę w jej stronę. Stała wpatrzona w Jeffa ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Toby natomiast stał oparty o framugę. W pokoju zapadła cisza. Mogłam usłyszeć mocne bicie mojego serca. Właściwie wszyscy patrzyli prosto na nas, a ja czułam się zażenowana z tego powodu. Prawie zapomniałam o tym z jakiego powodu toczy się szarpanina, kiedy dobiegł nas kolejny przerażający krzyk. Tam, za tymi pieprzonymi drzwiami działo się coś strasznego. Może Brad nie jest sam? Cholera, naprawdę muszę wiedzieć co takiego się tam dzieje.
Ze łzami w oczach spojrzałam na Jeffa, a korzystając z jego zaskoczenia całą sytuacją wyrwałam się z jego uścisku. Rzuciłam się w stronę drzwi do pokoju Brada. Szarpnęłam za klamkę i pchnęłam je z całej siły, dopóki nikt mnie nie odciągał. Obejrzałam się za siebie. Zdałam sobie sprawę, że nikt nawet nie miał zamiaru mnie odciągać. Przerażona całą sytuacją przekroczyłam niepewnie próg. Nogi ugięły się pode mną kiedy ujrzałam go na łóżku, a do oczu napłynęło wiele łez. Spojrzałam na niego tylko przez sekundę i więcej już nie chciałam. Wolałam zamknąć się w piwnicy i nie wychodzić przez długi czas. Chwyciłam się za włosy i mocno je pociągnęłam. Zacisnęłam dłonie
i poczułam jak paznokcie wbijają mi się w ich wewnętrzną część. Wszystko z rozpaczy. No bo co innego mogłam zrobić. Nie mogłam mu pomóc, mogłam jedynie czekać i modlić się, aby nie umarł.
Wystarczyła mi tylko ta jedna, mała sekunda widoku jego twarzy, ciała, aby dowiedzieć się wszystkiego. Nigdy nie pomyślałabym, żeby Brad mógłby zrobić mi coś takiego. Rox miała rację, może i wiedziałam co czeka nas wszystkich, ale nie byłam na to przygotowana psychicznie. Nie wiedziałam, że to będzie działo się już pół roku po tym jak tu zamieszkałam. Szczególnie nie byłam przygotowana jeśli miało to dotyczyć właśnie jego. Wstałam z podłogi zalana łzami i powoli podeszłam do niego. Zakryłam dłonią usta w momencie kiedy spojrzał na mnie i ponownie zamknął oczy. Moje serce pękło, a łez napływało coraz więcej i więcej. Ścisnęłam lekko jego dłoń, na co odpowiedział tym samym, ale z większą siłą. Jęknęłam z bólu żałując tego gestu. Odsunęłam się po czym bez zastanowienia wybiegłam z pokoju. Zatrzymałam się na środku salonu. Nie widziałam dokąd mam iść, co mam zrobić. Zakryłam twarz dłońmi, wytarłam ją od łez, aby widzieć cokolwiek. Udałam się do łazienki, stanęłam przed lustrem i nie chcąc wpatrywać się dłużej
w swoje odbicie zaczęłam przemywać twarz chłodną wodą. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Jakby nie wiedzieli co to znaczy martwienie się o drugą osobę, bać się, że kiedyś możesz ją stracić. Tak naprawdę prawdopodobnie nie wiedzieli.
- Cieszę się, że dzięki mnie macie ciekawe widowisko – pomyślałam.
ale pamiętam moje początki związane z tym domem. Pierwszy dzień kiedy przekroczyłam próg tego domu. Wtedy, kiedy wszyscy przyglądali mi się z pogardą, ciągle powtarzali, że to nie dla mnie, że tu nie pasuję i żebym wróciła do swojego wygodnego życia. Zachowywali się jakby mnie nienawidzili. Tylko Brad zawsze mnie tu chciał, pocieszał i mówił, że to tylko przejściowe, że kiedy poznają mnie lepiej na pewno zaakceptują kolejną dziewczynę w tym domu. Teraz czułam się jak ich oczko w głowie. Często pytali czy nie jestem głodna, opiekowali się mną kiedy miałam nawet najzwyklejszy kaszel. Mogłam spokojnie nazwać ich moją rodziną. Zachowywali się wobec mnie jak rodzina.
I w tym momencie osoby, które podobno są dla mnie rodziną ukryły przede mną coś bardzo ważnego. To „coś” dotyczyło osoby, z którą byłam zżyta najbardziej i oni dobrze to wiedzieli.
Nie przejmując się wzrokiem wszystkich domowników, zwróconym w moją stronę, ruszyłam szybko w stronę pokoju Brada, przerażona tym co mogę usłyszeć czy też zobaczyć. Mocne szarpnięcie powstrzymało mnie przed tym. Stanęłam twarzą w twarz z Jeffem. Bałam się, że zaraz mnie uderzy, ale chodziło o Brada, a ja za wszelką cenę musiałam wiedzieć o co chodzi. Zaczęłam się z nim szarpać, mimo że nie miałam żadnych szans.
- Jeff, już i tak za późno, nie udało ci się – usłyszałam głos Roxane. - Nie byłoby problemu, gdyby wiedziała od początku. Zrobiłeś z tego wielką tajemnicę, a przecież skoro tu jest na pewno wie jak to wszystko wygląda i co nas wszystkich czeka.
- Zgadzam się – rzucił stanowczo Toby.
Zatrzymałam się nagle nie wierząc własnym uszom. Roxane, mój największy wróg w tym momencie praktycznie mnie broniła. Odwróciłam głowę w jej stronę. Stała wpatrzona w Jeffa ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Toby natomiast stał oparty o framugę. W pokoju zapadła cisza. Mogłam usłyszeć mocne bicie mojego serca. Właściwie wszyscy patrzyli prosto na nas, a ja czułam się zażenowana z tego powodu. Prawie zapomniałam o tym z jakiego powodu toczy się szarpanina, kiedy dobiegł nas kolejny przerażający krzyk. Tam, za tymi pieprzonymi drzwiami działo się coś strasznego. Może Brad nie jest sam? Cholera, naprawdę muszę wiedzieć co takiego się tam dzieje.
Ze łzami w oczach spojrzałam na Jeffa, a korzystając z jego zaskoczenia całą sytuacją wyrwałam się z jego uścisku. Rzuciłam się w stronę drzwi do pokoju Brada. Szarpnęłam za klamkę i pchnęłam je z całej siły, dopóki nikt mnie nie odciągał. Obejrzałam się za siebie. Zdałam sobie sprawę, że nikt nawet nie miał zamiaru mnie odciągać. Przerażona całą sytuacją przekroczyłam niepewnie próg. Nogi ugięły się pode mną kiedy ujrzałam go na łóżku, a do oczu napłynęło wiele łez. Spojrzałam na niego tylko przez sekundę i więcej już nie chciałam. Wolałam zamknąć się w piwnicy i nie wychodzić przez długi czas. Chwyciłam się za włosy i mocno je pociągnęłam. Zacisnęłam dłonie
i poczułam jak paznokcie wbijają mi się w ich wewnętrzną część. Wszystko z rozpaczy. No bo co innego mogłam zrobić. Nie mogłam mu pomóc, mogłam jedynie czekać i modlić się, aby nie umarł.
Wystarczyła mi tylko ta jedna, mała sekunda widoku jego twarzy, ciała, aby dowiedzieć się wszystkiego. Nigdy nie pomyślałabym, żeby Brad mógłby zrobić mi coś takiego. Rox miała rację, może i wiedziałam co czeka nas wszystkich, ale nie byłam na to przygotowana psychicznie. Nie wiedziałam, że to będzie działo się już pół roku po tym jak tu zamieszkałam. Szczególnie nie byłam przygotowana jeśli miało to dotyczyć właśnie jego. Wstałam z podłogi zalana łzami i powoli podeszłam do niego. Zakryłam dłonią usta w momencie kiedy spojrzał na mnie i ponownie zamknął oczy. Moje serce pękło, a łez napływało coraz więcej i więcej. Ścisnęłam lekko jego dłoń, na co odpowiedział tym samym, ale z większą siłą. Jęknęłam z bólu żałując tego gestu. Odsunęłam się po czym bez zastanowienia wybiegłam z pokoju. Zatrzymałam się na środku salonu. Nie widziałam dokąd mam iść, co mam zrobić. Zakryłam twarz dłońmi, wytarłam ją od łez, aby widzieć cokolwiek. Udałam się do łazienki, stanęłam przed lustrem i nie chcąc wpatrywać się dłużej
w swoje odbicie zaczęłam przemywać twarz chłodną wodą. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Jakby nie wiedzieli co to znaczy martwienie się o drugą osobę, bać się, że kiedyś możesz ją stracić. Tak naprawdę prawdopodobnie nie wiedzieli.
- Cieszę się, że dzięki mnie macie ciekawe widowisko – pomyślałam.
Osuszyłam twarz starym ręcznikiem.
Nie starczyło mi to na długo, chwilę później znowu zalałam się
łzami. Wyszłam z łazienki trzaskając głośno drzwiami. Kiedy
usłyszałam ten trzask, zatrzymałam się, spojrzałam przed siebie
i zdałam sobie sprawę, że zachowuje się jak psychiczna idiotka.
Płaczę, krzyczę i mam ochotę powyrywać sobie wszystkie włosy.
Żeby tego było mało, wszyscy obserwowali mnie z takimi minami,
jakby naprawdę chcieli mnie wysłać do szpitala dla wariatów.
Ale z drugiej strony.
To chyba odpowiednia reakcja w tej sytuacji. Mogę stracić jedynego przyjaciela, praktycznie jedyny sens mojego życia. Sama nie wiedziałam jak powinnam się zachować, robiłam to,
co nakazywało mi serce, a ono było zrozpaczone, złamane, więc ja też powinnam. Tak, wszystko
ze mną w porządku. Miałam w sobie tyle nienawiści... Tyle uczuć naraz...
Zamrugałam, kiedy przed moimi oczami ukazała się machająca dłoń Jeffa.
- W porządku? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – zaśmiał się niepewnie.
Skierowałam na niego swój wzrok. Poczułam jak robi mi się ciepło i chwilę po tym rzucam się
na niego z pięściami. Jeff jednak był silniejszy i szybszy ode mnie. Chwycił mnie za nadgarstki
Ale z drugiej strony.
To chyba odpowiednia reakcja w tej sytuacji. Mogę stracić jedynego przyjaciela, praktycznie jedyny sens mojego życia. Sama nie wiedziałam jak powinnam się zachować, robiłam to,
co nakazywało mi serce, a ono było zrozpaczone, złamane, więc ja też powinnam. Tak, wszystko
ze mną w porządku. Miałam w sobie tyle nienawiści... Tyle uczuć naraz...
Zamrugałam, kiedy przed moimi oczami ukazała się machająca dłoń Jeffa.
- W porządku? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – zaśmiał się niepewnie.
Skierowałam na niego swój wzrok. Poczułam jak robi mi się ciepło i chwilę po tym rzucam się
na niego z pięściami. Jeff jednak był silniejszy i szybszy ode mnie. Chwycił mnie za nadgarstki
i spojrzał błagalnie na
Toby'ego, który z początku nie chciał mu pomóc, jednak po chwili
przytrzymał mnie i oboje mnie unieruchomili.
- Wyprowadźmy ją z domu zanim zrobi komuś większą krzywdę – powiedział dość obojętnie.
Przez chwilę pomyślałam, że zostawi mnie tam na noc, ale raczej nie był tak brutalny... Prawda?Nie pozwolili mi nawet nic ubrać, trzymając mnie przez cały czas w ten sam sposób wyszli ze mną na zewnątrz. Od razu poczułam jak robi mi się zimno. Najpierw w stopy, następnie w ramiona, po plecach przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz. Zadrżałam po czym szybko zaczęłam szczękać zębami. Puścili mnie, ale nadal stałam nieruchomo. Odwróciłam się w stronę drzwi, w których srała Rox z wyrazem twarzy, którego nie rozumiałam. Toby i Jeff stali w gotowości, aby znowu mnie unieruchomić. Ponownie zagotowało się we mnie. W tym momencie było wszystko jedno. Musiałam to wyrzucić.
- Myślisz, że to czas na żarty! - Krzyknęłam nagle, aż oboje się zmieszali. - Wiesz, że Brad jest dla mnie bardzo ważny, a i tak nic mi nie powiedziałeś. W tym momencie brzydzę się tobą bardziej niż kimkolwiek w moim pieprzonym życiu. Kolejny raz zachowałeś się jak samolubny skurwiel. Tylko ćpanie ci w głowie? Widziałeś w jakim jest stanie. Pozwoliłeś, żeby doprowadził się do takiego stanu. Nawet go nie zatrzymałeś. Zachowujesz się jakbyśmy nic dla ciebie nie znaczyli, a podobno jesteśmy jedną rodziną. Może żałosnych ćpunów, ale podobno rodziną. Mam rozumieć, że ja dla ciebie też nic nie znaczę? Jestem tylko nową w tym domu, która kiedy podrośnie i pójdzie do pracy będzie dawać ci kasę? Tylko na tym ci zależy, prawda? Toby jest dla ciebie wtyczką do darmowego towaru, tak? Przyznaj, że tak jest! Inaczej nie pozwoliłbyś na to wszystko. Na to, żeby Bradowi przydarzyło się nic podobnego. Zabroniłbyś mu. Towar towarem, a nałóg nałogiem, ale do cholery, Jeff! Spędzamy ze sobą każde dnie i jesteśmy bardzo zżyci ze sobą, a ty i tak masz nas wszystkich w dupie. Chcesz, żeby Brad umarł? Jeśli tak, to proszę bardzo idź do tego jebanego pokoju i patrz jak się męczy i umiera! Przez ciebie i prawdopodobnie każdego domownika, który nie chciał reagować na to co się działo.
- Alex, przestań się na mnie wydzierać, bo zachowujesz się jak niedojrzała nastolatka – warknął nagle. Zamilkłam. - Dlaczego nie było cię z nim wtedy, kiedy zażywał tak silną dawkę, podobno jest dla ciebie najważniejszy. Więc dlaczego cię nie było? Nie obarczaj nas winą, szczególnie jeśli sama jesteś sobie winna. Drugą sprawą jest to, że jesteśmy kurwa uzależnieni i taki jest los każdego z nas. Nie powinnaś aż tak przywiązywać się do żadnego z domowników. To czeka nawet ciebie. Nie przywiązuję się do nikogo, żeby nie bolała mnie śmierć tej osoby. Powinnaś wiedzieć w co się pakujesz, to nie jest zabawa tylko prawdziwe życie, Alex. Dorośnij w końcu i zrozum w jakim bagnie się taplasz. Tutaj traci się ludzi, tutaj się umiera, wyniszcza od środka dlatego, że i tak wszystko już się straciło. Tutaj pilnujesz tylko swojej dupy. To się nazywa nałóg. Jeśli żałujesz i nie chcesz tak żyć to bardzo mi przykro, ale od tego nie ma drogi ucieczki. Obudź się. Rodzice nie nauczyli cię, że narkotyki są niebezpieczne?
Przesadził. Zabolało. Zbyt mocno uderzył w mój czuły punkt. Tym razem otrzymał zasłużony policzek, aż odrzucił głowę w bok, ale nawet nie zdawał sobie sprawy co zrobił. Miałam nadzieję, że może zrozumie swój błąd, ale tak nie było. Był chujem bez serca.
Zareagował szybko i nie panując nad sobą tak samo jak ja, oddał mi z większą siłą. Nie zdołałam utrzymać się na nogach, ani nikt nie zdążył mnie złapać. Upadłam na beton uderzając się w głowę. Nie miałam pojęcia na którym bólu się skupić, a jedyne co zrobił wtedy Jeff to odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nie widziałam go nigdy takiego brutalnego. Zawsze był miły, ale ja też nigdy nie byłam tak wściekła. Miałam za swoje. Różnica była taka, że ja miałam wyrzuty sumienia, a on miał to wszystko w dupie. Zostawił mnie leżącą na betonie.
Tak, jestem żałosną nastolatką, która nie rozumie w jakim bagnie się tapla. W pewien sposób ciężko mi to zrozumieć. Mi naprawdę zależy na Bradzie. Wiem, że oboje kiedyś odejdziemy z tego świata, że od tego się umiera, ale jeszcze nie teraz.
Tymczasem Brad powoli umierał w swoim własnym łóżku.Podniosłam się szybko, zanim Toby zdążył podejść do mnie i udzielić mi pomocy, czując zawroty i lekki ból w tyle głowy. Miałam tylko nadzieję, że nie będę mdlała. Zachwiałam się lekko i złapałam się za głowę biorąc głęboki oddech. Wymijając Toby'ego weszłam do domu, ale widząc Jeffa zbliżającego się do mnie szybkim krokiem ze złością w oczach, po prostu wsunęłam niezgrabnie buty na zmarznięte stopy, chwyciłam kurtkę i wybiegłam z domu, zanim ktokolwiek zdążył mnie złapać. Biegłam przerażona przed siebie. Obejrzałam się szybko i ujrzałam Jeffa biegnącego za mną, a reszta chłopaków stała przed domem i nawoływali moje imię. Jakby to miało mnie zatrzymać. Przede mną była bardzo długa prosta droga przez co nie miałam gdzie skręcić, aby go zgubić. Tak naprawdę bałam się, że biegnie mnie dorwać i przyłożyć mi jeszcze raz. Dawno nie czułam takiej adrenaliny, a serce biło tak mocno. Ściskałam mocno kurtkę w dłoni, błagając w myślach, żeby jej nie upuścić, bo jeśli się gdzieś zgubię, zamarznę zanim odnajdę drogę do domu. Miałam zamiar uciec daleko i na długo. Sama nie wiem dlaczego, po prostu tak postanowiłam. Nie dość że wkurwia mnie widok Rox, to teraz jeszcze Jeff będzie się na mnie wyżywał, a Brad będzie cierpiał tak, że cały dom będzie to słyszał. Powoli robi się tego zbyt dużo.
Zanim dobiegłam do centrum miasta, miejsca, którego nie znałam tak dobrze, i w którym jest dużo zakrętów i zakamarków, Jeff odpuścił swój pościg. Zanim jednak przestałam biec schowałam się w niewielkim centrum handlowym i zatopiłam wśród tłumu ludzi. Byłam przemoczona i zdyszana, więc nic dziwnego, że posyłali mi współczujące spojrzenia.
- Wyprowadźmy ją z domu zanim zrobi komuś większą krzywdę – powiedział dość obojętnie.
Przez chwilę pomyślałam, że zostawi mnie tam na noc, ale raczej nie był tak brutalny... Prawda?Nie pozwolili mi nawet nic ubrać, trzymając mnie przez cały czas w ten sam sposób wyszli ze mną na zewnątrz. Od razu poczułam jak robi mi się zimno. Najpierw w stopy, następnie w ramiona, po plecach przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz. Zadrżałam po czym szybko zaczęłam szczękać zębami. Puścili mnie, ale nadal stałam nieruchomo. Odwróciłam się w stronę drzwi, w których srała Rox z wyrazem twarzy, którego nie rozumiałam. Toby i Jeff stali w gotowości, aby znowu mnie unieruchomić. Ponownie zagotowało się we mnie. W tym momencie było wszystko jedno. Musiałam to wyrzucić.
- Myślisz, że to czas na żarty! - Krzyknęłam nagle, aż oboje się zmieszali. - Wiesz, że Brad jest dla mnie bardzo ważny, a i tak nic mi nie powiedziałeś. W tym momencie brzydzę się tobą bardziej niż kimkolwiek w moim pieprzonym życiu. Kolejny raz zachowałeś się jak samolubny skurwiel. Tylko ćpanie ci w głowie? Widziałeś w jakim jest stanie. Pozwoliłeś, żeby doprowadził się do takiego stanu. Nawet go nie zatrzymałeś. Zachowujesz się jakbyśmy nic dla ciebie nie znaczyli, a podobno jesteśmy jedną rodziną. Może żałosnych ćpunów, ale podobno rodziną. Mam rozumieć, że ja dla ciebie też nic nie znaczę? Jestem tylko nową w tym domu, która kiedy podrośnie i pójdzie do pracy będzie dawać ci kasę? Tylko na tym ci zależy, prawda? Toby jest dla ciebie wtyczką do darmowego towaru, tak? Przyznaj, że tak jest! Inaczej nie pozwoliłbyś na to wszystko. Na to, żeby Bradowi przydarzyło się nic podobnego. Zabroniłbyś mu. Towar towarem, a nałóg nałogiem, ale do cholery, Jeff! Spędzamy ze sobą każde dnie i jesteśmy bardzo zżyci ze sobą, a ty i tak masz nas wszystkich w dupie. Chcesz, żeby Brad umarł? Jeśli tak, to proszę bardzo idź do tego jebanego pokoju i patrz jak się męczy i umiera! Przez ciebie i prawdopodobnie każdego domownika, który nie chciał reagować na to co się działo.
- Alex, przestań się na mnie wydzierać, bo zachowujesz się jak niedojrzała nastolatka – warknął nagle. Zamilkłam. - Dlaczego nie było cię z nim wtedy, kiedy zażywał tak silną dawkę, podobno jest dla ciebie najważniejszy. Więc dlaczego cię nie było? Nie obarczaj nas winą, szczególnie jeśli sama jesteś sobie winna. Drugą sprawą jest to, że jesteśmy kurwa uzależnieni i taki jest los każdego z nas. Nie powinnaś aż tak przywiązywać się do żadnego z domowników. To czeka nawet ciebie. Nie przywiązuję się do nikogo, żeby nie bolała mnie śmierć tej osoby. Powinnaś wiedzieć w co się pakujesz, to nie jest zabawa tylko prawdziwe życie, Alex. Dorośnij w końcu i zrozum w jakim bagnie się taplasz. Tutaj traci się ludzi, tutaj się umiera, wyniszcza od środka dlatego, że i tak wszystko już się straciło. Tutaj pilnujesz tylko swojej dupy. To się nazywa nałóg. Jeśli żałujesz i nie chcesz tak żyć to bardzo mi przykro, ale od tego nie ma drogi ucieczki. Obudź się. Rodzice nie nauczyli cię, że narkotyki są niebezpieczne?
Przesadził. Zabolało. Zbyt mocno uderzył w mój czuły punkt. Tym razem otrzymał zasłużony policzek, aż odrzucił głowę w bok, ale nawet nie zdawał sobie sprawy co zrobił. Miałam nadzieję, że może zrozumie swój błąd, ale tak nie było. Był chujem bez serca.
Zareagował szybko i nie panując nad sobą tak samo jak ja, oddał mi z większą siłą. Nie zdołałam utrzymać się na nogach, ani nikt nie zdążył mnie złapać. Upadłam na beton uderzając się w głowę. Nie miałam pojęcia na którym bólu się skupić, a jedyne co zrobił wtedy Jeff to odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nie widziałam go nigdy takiego brutalnego. Zawsze był miły, ale ja też nigdy nie byłam tak wściekła. Miałam za swoje. Różnica była taka, że ja miałam wyrzuty sumienia, a on miał to wszystko w dupie. Zostawił mnie leżącą na betonie.
Tak, jestem żałosną nastolatką, która nie rozumie w jakim bagnie się tapla. W pewien sposób ciężko mi to zrozumieć. Mi naprawdę zależy na Bradzie. Wiem, że oboje kiedyś odejdziemy z tego świata, że od tego się umiera, ale jeszcze nie teraz.
Tymczasem Brad powoli umierał w swoim własnym łóżku.Podniosłam się szybko, zanim Toby zdążył podejść do mnie i udzielić mi pomocy, czując zawroty i lekki ból w tyle głowy. Miałam tylko nadzieję, że nie będę mdlała. Zachwiałam się lekko i złapałam się za głowę biorąc głęboki oddech. Wymijając Toby'ego weszłam do domu, ale widząc Jeffa zbliżającego się do mnie szybkim krokiem ze złością w oczach, po prostu wsunęłam niezgrabnie buty na zmarznięte stopy, chwyciłam kurtkę i wybiegłam z domu, zanim ktokolwiek zdążył mnie złapać. Biegłam przerażona przed siebie. Obejrzałam się szybko i ujrzałam Jeffa biegnącego za mną, a reszta chłopaków stała przed domem i nawoływali moje imię. Jakby to miało mnie zatrzymać. Przede mną była bardzo długa prosta droga przez co nie miałam gdzie skręcić, aby go zgubić. Tak naprawdę bałam się, że biegnie mnie dorwać i przyłożyć mi jeszcze raz. Dawno nie czułam takiej adrenaliny, a serce biło tak mocno. Ściskałam mocno kurtkę w dłoni, błagając w myślach, żeby jej nie upuścić, bo jeśli się gdzieś zgubię, zamarznę zanim odnajdę drogę do domu. Miałam zamiar uciec daleko i na długo. Sama nie wiem dlaczego, po prostu tak postanowiłam. Nie dość że wkurwia mnie widok Rox, to teraz jeszcze Jeff będzie się na mnie wyżywał, a Brad będzie cierpiał tak, że cały dom będzie to słyszał. Powoli robi się tego zbyt dużo.
Zanim dobiegłam do centrum miasta, miejsca, którego nie znałam tak dobrze, i w którym jest dużo zakrętów i zakamarków, Jeff odpuścił swój pościg. Zanim jednak przestałam biec schowałam się w niewielkim centrum handlowym i zatopiłam wśród tłumu ludzi. Byłam przemoczona i zdyszana, więc nic dziwnego, że posyłali mi współczujące spojrzenia.
* * *
Siedziałam
żałośnie zwinięta w kącie niedaleko wyjścia centrum. Przyjemny
głos młodej kobiety dochodzący z głośników oznajmił, że za
dwadzieścia minut centrum będzie zamknięte i żeby wszyscy klienci
kończyli zakupy. Grubszy ochroniarz kolejny raz podszedł do mnie z
paczką chusteczek, proponując jedną, którą chętnie przyjęłam.
Cały czas myślałam o tym, że tracę przyjaciela i nie mogłam się
uspokoić. Powinnam z nim być teraz, trzymać go za rękę i mówić,
że jest silny i wszystko będzie w porządku, ale ja nie mogłam.
Nie zniosłabym jego widoku w takim stanie dłużej niż przez parę
sekund. A ten przerażający krzyk, który z siebie wydał...
Usłyszałam chrząknięcie i spojrzałam w górę.
- Przepraszam bardzo, powinna już pani opuścić centrum. Chyba, że chce pani spędzić tu noc. - Przede mną stał młodszy ochroniarz od poprzedniego, z groźniejszym wyrazem twarzy.
Z wielką chęcią odpowiedziałabym, że chcę zostać na noc, ale oczywiste było, że to był sarkazm. Posłusznie wstałam i niechętnie skierowałam się do wyjścia. Gdzie ja się teraz podzieje? Dokąd iść, kiedy nawet nie wiem za bardzo jak wrócić do domu, a co dopiero w jakieś inne miejsce. Wolę się gdzieś schować na noc niż wałęsać po centrum miasta, gdzie jakiś debil może biegać z nożem, albo inne gówno może mi się przydarzyć.
Jakby na to nie spojrzeć – nikt by się nie przejął, a ja spędziłabym przyjemne kilka dni w szpitalu, w przyjemnych warunkach, ale wtedy mogłoby się wydać kim jestem i co robię. Policja, rozpad naszej nie-rodziny i wiele nieprzyjemnych rzeczy.
Podsumowując, nie miałam pojęcia gdzie byłam, którędy do domu, gdzie zatrzymać się na noc i w ogóle w którą stronę się ruszyć. Moja decyzja była kompletnie nieprzemyślana, ale wcale jej nie żałowałam. Ewentualnie może trochę ze względu na brak narkotyków. Cholera. W jaki sposób chcę przetrwać noc poza domem bez tej małej strzykawki z narkotykiem w środku? Zatrzymałam się na środku chodnika zdając sobie sprawę z tego wszystkiego. Przypomniałam sobie o braku narkotyków i od razu poczułam zawroty w głowie. Zamrugałam szybko oczami, rozejrzałam się szukając punktu zaczepienia. Małego detalu, który mógłby mi w jakiś sposób pokazać, że jednak byłam kiedyś w tym miejscu i wiem którędy do domu. Do którego wciąż wolałam nie wracać...
Zaczęłam biec truchtem w przypadkowym kierunku rozglądając się gorączkowo we wszystkie strony. Bicie serca przyspieszyło.
- Dobrze – pomyślałam. - Przyznaje, jestem nieodpowiedzialna, to było kompletnie niemądre i niedojrzałe. Dobrze, całe moje życie takie jest. Czy to teraz ważne? Muszę dostać się do domu zanim...
Nie zdążyłam dokończyć myśli, kiedy dreszcze i drgawki zaatakowały moje ciało. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Łza zdenerwowania. Wszędzie było ciemno, mimo że byłam to centrum miasta. Każdy mały szmer powodował, że serce podskakiwało mi do gardła. Każdy cień był cieniem zabójcy.
Zatrzymałam się w uliczce kiedy poczułam, że moje płuca i krtań wołają o pomoc. Ciężko mi było złapać oddech, ale tak bardzo potrzebowałam domowego ciepła, nawet jeśli postanowią potraktować mnie tak jak zwierzę. Wzięłam ostatni głęboki wdech i pobiegłam dalej, ale co jeśli biegłam w złym kierunku i tylko oddalałam się od domu? Nie mogłam zapytać żadnego przechodnia o tej porze, którędy na Nelson St. Mógłby się zorientować, że nie wiem gdzie jestem i jak daleko do tego miejsca, a wtedy zrobiłby mi krzywdę. Musiałam znaleźć szczęśliwą rodzinkę z dzieckiem, oni byliby zaufani. Rozejrzałam się w prawo, w lewo, za siebie. Obróciłam się kilka razy. Pusto i cicho.
Usłyszałam chrząknięcie i spojrzałam w górę.
- Przepraszam bardzo, powinna już pani opuścić centrum. Chyba, że chce pani spędzić tu noc. - Przede mną stał młodszy ochroniarz od poprzedniego, z groźniejszym wyrazem twarzy.
Z wielką chęcią odpowiedziałabym, że chcę zostać na noc, ale oczywiste było, że to był sarkazm. Posłusznie wstałam i niechętnie skierowałam się do wyjścia. Gdzie ja się teraz podzieje? Dokąd iść, kiedy nawet nie wiem za bardzo jak wrócić do domu, a co dopiero w jakieś inne miejsce. Wolę się gdzieś schować na noc niż wałęsać po centrum miasta, gdzie jakiś debil może biegać z nożem, albo inne gówno może mi się przydarzyć.
Jakby na to nie spojrzeć – nikt by się nie przejął, a ja spędziłabym przyjemne kilka dni w szpitalu, w przyjemnych warunkach, ale wtedy mogłoby się wydać kim jestem i co robię. Policja, rozpad naszej nie-rodziny i wiele nieprzyjemnych rzeczy.
Podsumowując, nie miałam pojęcia gdzie byłam, którędy do domu, gdzie zatrzymać się na noc i w ogóle w którą stronę się ruszyć. Moja decyzja była kompletnie nieprzemyślana, ale wcale jej nie żałowałam. Ewentualnie może trochę ze względu na brak narkotyków. Cholera. W jaki sposób chcę przetrwać noc poza domem bez tej małej strzykawki z narkotykiem w środku? Zatrzymałam się na środku chodnika zdając sobie sprawę z tego wszystkiego. Przypomniałam sobie o braku narkotyków i od razu poczułam zawroty w głowie. Zamrugałam szybko oczami, rozejrzałam się szukając punktu zaczepienia. Małego detalu, który mógłby mi w jakiś sposób pokazać, że jednak byłam kiedyś w tym miejscu i wiem którędy do domu. Do którego wciąż wolałam nie wracać...
Zaczęłam biec truchtem w przypadkowym kierunku rozglądając się gorączkowo we wszystkie strony. Bicie serca przyspieszyło.
- Dobrze – pomyślałam. - Przyznaje, jestem nieodpowiedzialna, to było kompletnie niemądre i niedojrzałe. Dobrze, całe moje życie takie jest. Czy to teraz ważne? Muszę dostać się do domu zanim...
Nie zdążyłam dokończyć myśli, kiedy dreszcze i drgawki zaatakowały moje ciało. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Łza zdenerwowania. Wszędzie było ciemno, mimo że byłam to centrum miasta. Każdy mały szmer powodował, że serce podskakiwało mi do gardła. Każdy cień był cieniem zabójcy.
Zatrzymałam się w uliczce kiedy poczułam, że moje płuca i krtań wołają o pomoc. Ciężko mi było złapać oddech, ale tak bardzo potrzebowałam domowego ciepła, nawet jeśli postanowią potraktować mnie tak jak zwierzę. Wzięłam ostatni głęboki wdech i pobiegłam dalej, ale co jeśli biegłam w złym kierunku i tylko oddalałam się od domu? Nie mogłam zapytać żadnego przechodnia o tej porze, którędy na Nelson St. Mógłby się zorientować, że nie wiem gdzie jestem i jak daleko do tego miejsca, a wtedy zrobiłby mi krzywdę. Musiałam znaleźć szczęśliwą rodzinkę z dzieckiem, oni byliby zaufani. Rozejrzałam się w prawo, w lewo, za siebie. Obróciłam się kilka razy. Pusto i cicho.
Jestem
zgubiona.
Już po mnie.
Nie zostało mi do zrobienia nic innego jak przysiąść w jakimś najodpowiedniejszym miejscu (żadne nie było odpowiednie) i zaczekać w nim do rana. Może znajdzie się gdzieś jakaś karczma całodobowa? Nie miałam żadnych pieniędzy, a tak po prostu nie pozwolą mi zostać. Dodatkowo pomyślą, że jestem na coś chora, kiedy będę krzyczeć z bólu zdzierając całe gardło. Wysłaliby mnie do szpitala czy do psychiatryka.
Nagle idąc ciemną uliczką zatrzymałam się i wzięłam głęboki wdech – znalazłam idealne rozwiązanie.
___________________________
Jest mi przykro, że tak źle prowadzę tego bloga. Gdybym wiedziała, że tak mi się ułoży szkoła i pół życia wcale bym się nie brała za pisanie tego ff.
Chciałabym dodawać rozdział przynajmniej raz w tygodniu i mimo, że ciągle do tego dążę - nie wychodzi mi to.
Naprawdę przykre...
Mam nadzieję, że ktoś przeczyta i da znać co myśli w komentarzu x
Już po mnie.
Nie zostało mi do zrobienia nic innego jak przysiąść w jakimś najodpowiedniejszym miejscu (żadne nie było odpowiednie) i zaczekać w nim do rana. Może znajdzie się gdzieś jakaś karczma całodobowa? Nie miałam żadnych pieniędzy, a tak po prostu nie pozwolą mi zostać. Dodatkowo pomyślą, że jestem na coś chora, kiedy będę krzyczeć z bólu zdzierając całe gardło. Wysłaliby mnie do szpitala czy do psychiatryka.
Nagle idąc ciemną uliczką zatrzymałam się i wzięłam głęboki wdech – znalazłam idealne rozwiązanie.
___________________________
Jest mi przykro, że tak źle prowadzę tego bloga. Gdybym wiedziała, że tak mi się ułoży szkoła i pół życia wcale bym się nie brała za pisanie tego ff.
Chciałabym dodawać rozdział przynajmniej raz w tygodniu i mimo, że ciągle do tego dążę - nie wychodzi mi to.
Naprawdę przykre...
Mam nadzieję, że ktoś przeczyta i da znać co myśli w komentarzu x
Witaj :)
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię poinformować o tym, że otrzymałaś ode mnie nominację do Liebster Award. Więcej szczegółów znajdziesz na stronie http://niesmiertelneporanki-bydajmond.blogspot.com/p/liebster-award.html
xoxo,
dajmond
Opowiadanie genialne, strasznie mnie wciagnelo!:) Pisz dalej prosze..moge czekac nawet pol roku, ale dodawaj rozdzialy. <3
OdpowiedzUsuń