Otworzyłam oczy i od razu tego
pożałowałam. Światło słoneczne wpadające przez niewielkie okno
sprawiło, że poczułam ból w skroni. Naciągnęłam szybko kołdrę
na głowę, ale nadal nie otwierałam oczu. Skuliłam się i leżałam
tak chwilę, dopóki nie zorientowałam się, że po pierwsze takie
leżenie jest niewygodne, a po drugie nie mogę tak leżeć aż do
zachodu słońca. Zamruczałam cicho zdejmując z siebie kołdrę.
Leniwie podniosłam się ze zbyt wygodnego łóżka, zakryłam ręką
światło drażniące moje oczy i zasłoniłam okno ciemną firaną.
W pokoju zrobiło się ponuro. Lubię taki klimat. Ból skroni
zelżał, ale i tak chciałam zażyć jakikolwiek paracetamol.
Ubrana
w spodnie dresowe, luźną czarną koszulkę i ciepłe kapcie wyszłam
z pokoju i skierowałam się do kuchni. W domu było dziwnie cicho i
pusto. Pomyślałam, że może po prostu jest wczesna pora i wszyscy
jeszcze śpią. Jednak nadal wydawało mi się to dziwne. W tym domu
o każdej porze przynajmniej jedna osoba jest na nogach. Być może
dzisiaj jestem nią właśnie ja.
Zajrzałam do szafki, w której
zwykle znajdowały się niezbędne leki. Jedyne co tam się
znajdowało to bandaże, woda utleniona i jakieś maści. Gdzie się
podziały wszystkie tabletki. Byłam zbyt leniwa, żeby szperać po
wszystkich szufladach i szafkach w poszukiwaniu jednej tabletki, więc
postanowiłam zrobić sobie herbatę. Najlepiej w moim ulubionym
fioletowym kubku, którego oczywiście również nie znalazłam.
Prawdopodobnie leży gdzieś w kącie mojego pokoju. Bardzo dawno tam
nie sprzątałam. Nie miałam mojego kubka, więc zadowoliłam się
przezroczystym w kwiatki. Wrzuciłam torebkę herbaty, która (jak
pisało na opakowaniu) zawierała melisę. Wstawiłam wodę, a w
oczekiwaniu aż się zagotuje, postanowiłam odpocząć na chłodnym
blacie. Przyłożyłam do niego czoło i przymknęłam oczy.
Usłyszałam dźwięk wyłączającego się czajnika, ale było mi
zbyt wygodnie i przyjemnie dla mojego bólu, żeby podnosić głowę.
Przemogłam się ostatnimi siłami i dokończyłam przygotowywanie
herbaty. Z myślą, że nie chcę z nikim rozmawiać, mniej więcej
dlatego, że mogliby zauważyć co się wczoraj stało, udałam się
po cichu z powrotem do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku,
przykryłam się kocem po szyję i powoli sączyłam herbatę nie
myśląc o niczym konkretnym. Błądziłam wzrokiem po pokoju, a
kiedy natrafiłam na samotnie leżącą na stoliku stokrotkę –
pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Jeszcze niedawno nie
przejęłabym się moim tak lekkomyślnym czynem. Zwyczajnie
chodziłabym nieprzytomna po domu i myślała o tym, że powoli się
wykańczam, ale nie przeszkadza mi to. Przecież nie zależałoby mi
na sobie. Teraz jest inaczej i nie wiem co sprawiło, że zmieniłam
zdanie, może po prostu trochę dorosłam i zmądrzałam.
Poczułam
jak zaczyna robić mi się słabo. Zaczęło kręcić mi się w
głowie, a powieki stały się cięższe. Wpatrzona w gorącą ciecz
starałam się nie wybuchnąć płaczem, mimo że czułam ogromną
ochotę wyrzucenia wszystkiego z siebie. Nie miałam na to zbyt dużo
okazji, a z dnia na dzień czułam coraz większe przytłoczenie. Z
dnia na dzień czułam się coraz gorzej psychicznie, jakbym
codziennie upadała coraz niżej i powoli zbliżała się ku końcowi.
Boję się końca, naprawdę chciałabym zacząć wszystko od nowa,
ale siedząc i użalając się nad sobą niczego nie zdziałam.
Musiałam zacząć działać, ale na ten czas potrzebuję
odpoczynku.
Pusty już kubek odłożyłam na stolik. Westchnęłam
ciężko i postanowiłam zrobić sobie gorącą kąpiel. Wypadałoby
się odświeżyć. Podobno jeśli człowiek czuje się lepiej
fizycznie, psychicznie też zaczyna czuć się lepiej. Z jednej
strony chciałam się trochę podbudować i zrobić jakikolwiek krok
do przodu, ale z drugiej miałam ogromne wątpliwości, czy to się
uda i jednocześnie chciałam się poddać, po prostu mieć wyjebane
i żyć tak samo jak do tej pory. Nie wierzę w siebie, dopóki ktoś
nie da mi odpowiedniej motywacji, chociażby słownej. Jeśli
poczuję, że ktoś we mnie wierzy, sama też znajdę jakiś
płomyczek nadziei.
Wzięłam sobie bieliznę na zmianę z małej
szafki przy wejściu i udałam się do łazienki. Miałam nadzieję,
że tym razem nie zastanę tam ani Rox, ani nikogo pieprzącego się.
Ten dom to jedna wielka patologia i dopiero teraz zdałam sobie z
tego sprawę. Zapukałam cicho, chcąc się upewnić, że na pewno
nikogo tam nie ma. Nacisnęłam pewnie na klamkę, kiedy nikt się
nie odezwał. Zakluczyłam od środka, rzuciłam ciuchy na podłogę
i odkręciłam wodę. W czasie kiedy gorąca woda wypełniała wannę,
rozebrałam się ze zbędnych ciuchów, zdjęłam stary bandaż z
ręki i wrzuciłam do kosza. Popatrzałam chwilę na swoje odbicie w
lustrze po czym weszłam ostrożnie do wanny, kiedy moja kąpiel była
gotowa.
Po niedługim czasie moczenia się w gorącej wodzie i
obserwowania swojego nagiego ciała, zdałam sobie sprawę, że za
bardzo je wyniszczam. Kości biodrowe zaczynały się uwidaczniać aż
nadto, nie mówiąc o żebrach, które też wychodziły powoli na
wierzch. Do tej pory nie zauważałam tego, jak mało jem. Przez te
kilka miesięcy bardziej skupiałam się na tym, żeby zażyć swoją
porcję, niż na tym, żeby jeść. Zdarzało się że czułam głód,
ale byłam zbyt leniwa, żeby podnieść się do kuchni i zrobić
sobie najprostszą kanapkę z serem. Po jakimś czasie samo
przechodziło i zapominałam zwyczajnie o tym, że miałam coś
zjeść. Nie poświęcałam zbyt dużej uwagi swojej osobie, chyba że
chodziło o narkotyki, ale to już inna i bardziej samolubna sprawa.
Powoli zaczynałam myśleć logicznie, nie tylko umysłem
uzależnionej nastolatki. Czułam się trochę tak jakby one mnie
zauroczyły, a teraz ten urok zamieniał się w nudny nawyk. Nawyk,
który zapragnęłam zamienić na bardziej pożyteczny. Problem w
tym, że gdy tylko słyszę „narkotyki” moje myślenie się
wyłącza i nie potrafię nic z tym zrobić. Nie potrafię z tym
walczyć. Więc co z tego, że okazuje przynajmniej samej sobie
jakiekolwiek chęci, skoro codziennie o tej samej porze i tak będę
brała. Mój zaślepiony mózg i ciało, które przyzwyczaiło się
do tej substancji i domaga się jej, zawsze ze mną wygrywa. To o
wiele silniejsze ode mnie i nikt nie jest w stanie tego
zrozumieć.
Denerwujące wzorki na opuszkach zaczynały powoli się
formować, więc szybko umyłam włosy i całe ciało. Sięgnęłam
po mój ręcznik, który nie był zbyt czysty. Rzadko robiliśmy
pranie. Wody też staraliśmy się używać jak najmniej. Ciężko
było z pieniędzmi. Pół starannie wytarłam ciało i lekko
osuszyłam włosy. Nałożyłam bieliznę i ubrania, które miałam
na sobie wcześniej. Być może niezbyt to higieniczne, ale bywało
gorzej.
Wychodząc postanowiłam zajrzeć do Brada, którego nie
widziałam od wczorajszego popołudnia. Zeszłam na dół, weszłam
do salonu i skręciłam w stronę jego pokoju.
- Daj mu odpocząć
– usłyszałam, zanim chwyciłam za klamkę. Odwróciłam się i
zauważyłam Toby'ego, który leżał pod kocem na kanapie.
- A co
takiego wczoraj robił? - Coraz bardziej mi się to nie podobało.
Przez chwilę miałam złe przeczucia, ale widząc spokój wypisany
na twarzy Toby'ego, pomyślałam, że przesadzam.
- Nic, po prostu
jest dopiero siódma – powiedział, po czym ziewnął.
Taki
szczegół, że Toby był zawsze spokojny, cokolwiek by się nie
działo. Nie wiedziałam co myśleć, ale może on ma racje, dlaczego
by nie odpuścić. Stwierdziłam, że zajrzę do niego później i
wtedy wszystkiego się dowiem.
Chwyciłam pilota ze stolika,
poprosiłam Toby'ego, aby zrobił mi trochę miejsca na kanapie. Nie
protestował. Zgiął nogi, a ja swobodnie mogłam usiąść po
drugiej stronie kanapy. Włączyłam telewizor i przeskakiwałam po
kanałach dopóki nie znalazłam czegoś bardziej ciekawszego od
teleturniejów, którymi ekscytował się Brad, czy też Trevor.
Ostatecznie zdecydowałam się na CSI. Czułam się trochę
niezręcznie siedząc obok Toby'ego, który nic nie mówił.
Momentami nawet zapominałam, że w ogóle z nim siedzę. Nie
wiedziałam, czy mam coś do niego mówić, czy on w ogóle ma ochotę
na rozmowę. Po prostu udawałam, że jestem zapatrzona w serial,
kiedy tak naprawdę nie wiedziałam za bardzo o co chodzi w
odcinku.
* * *
- Słuchajcie, przyjechała nasza pizza!
- Usłyszałam głośne, rozbawione krzyki z dołu.
Zamknęłam
laptopa, którego użyczył mi Jeff, zsunęłam go z moich kolan i
wybiegłam z pokoju, aby zdążyć zanim wszyscy się rzucą i
wszystko mi zjedzą. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam się jako druga
z domowników przy dostawcy, który wręczył mi trzy pudełka pizzy.
Jeff stał obok mnie i wyszukiwał odpowiedniej sumy pieniędzy w
swoim portfelu. Zza mojej głowy wyłoniła się ręka i zabrała
jedno pudełko, które znajdowało się najwyżej. Po rękawie bluzy
domyśliłam się, że to któryś z bliźniaków. Nie zastanawiając
się dłużej pomaszerowałam z dwoma pozostałymi do kuchni,
postawiłam je na blacie i czym prędzej sięgnęłam po talerz. Był
niedomyty, co bardzo mnie obrzydziło, wręcz odepchnęło. Zanim
zdążyłam go umyć do kuchni wszedł Toby, John i Trevor, którzy
napadli na jedno pełne pudełko. Jęknęłam głośno bojąc się,
że nie zostanie dla mnie ani jeden kawałek. Szybko wytarłam mój
talerz i podbiegłam do ostatniego opakowania z pizzą. Wzięłam z
niego trzy kawałki i szybkim krokiem wyszłam z kuchni. Jedno z
pudełek leżało na stoliku w salonie, więc szybkim ruchem porwałam
jeden kawałek po czyn usłyszałam protest chłopców. Zaśmiałam
się głośno i pobiegłam do swojego pokoju.
Pochłaniając
pierwszy kawałek poczułam jak bardzo potrzebowałam czegoś
konkretnego do jedzenia. Delektowałam się każdym kęsem. Już
dawno nie miałam w ustach czegoś tak dobrego, a przecież to tylko
zwyczajna pizza. Jednak smakuje ona o wiele lepiej jeśli przez pół
roku pochłania się jedynie kanapki z serem, naleśniki, albo płatki
z mlekiem.
Tak oto wylądowałam sama w moim ciemnym pokoju z
talerzem pełnym jedzenia. Nie byłam pewna czy to powód do dumy.
Myśląc o tym jedynie westchnęłam ciężko, odłożyłam talerz na
bok, sięgnęłam po kubek, który został po porannej herbacie i
zeszłam z nim do kuchni. Nick, który siedział równie samotnie jak
ja, podsunął mi pod nos puszkę pepsi. Do cholery, skąd w tym domu
nagle znalazły się takie rarytasy? Podziękowałam grzecznie
posyłając mu pół-szczery uśmiech. Odwróciłam się na pięcie i
wyszłam z kuchni. Mój wzrok spoczął na drzwiach pokoju Brada.
Przez moment chciałam do nich zapukać, wejść do środka, zobaczyć
się z nim. Cokolwiek. Szybko wyrzuciłam to z myśli, sama do końca
nie wiem dlaczego. Zbliżyłam się do schodów, kiedy Toby kaszlnął
podejrzanie. Odwróciłam się i zauważyłam jak opiera się o
framugę drzwi.
- Mogę co ciebie dołączyć? - Przeczesał ręką
swoje włosy.
- Jasne – odpowiedziałam bez
zastanowienia.
Dlaczego chce ze mną siedzieć? Jestem nudna,
cicha i... No po prostu nudna!
Roxane wyłoniła się ze swojego
pokoju w momencie, kiedy otwierałam drzwi do mojego pokoju. Widać
było po jej okropnym makijażu i roztrzepanych włosach, że dopiero
się obudziła. Toby na jej widok zaśmiał się pod nosem,
zakrywając usta dłonią. Suka przewróciła oczami i nic nie
mówiąc, ani nawet nie wyklinając mojej osoby – zamknęła się w
łazience. Poczułam falę ulgi, która przeszła przez cały mój
umysł. Usiadłam na moim łóżku i wskazałam ręką miejsce obok
siebie, aby zachęcić Toby'ego do zajęcia miejsca obok mnie. Zrobił
to.
- Chcesz o czymś porozmawiać? - Rozpoczęłam rozmowę
wgryzając się w kolejny kawałek.
Spojrzał pustym wzrokiem w
zasłonięte okno, po czym spojrzał na mnie z bólem w oczach.
Zmarszczyłam brwi.
- Więc?
- Cóż – zaczął. - Jest coś
o czym powinnaś wiedzieć od samego początku...
Od razu
straciłam apetyt. Usiadłam bliżej chłopaka. Pomyślałam, że to
o czym chce mi powiedzieć musi pozostać między nami, więc na
pewno chciałby mówić szeptem.
Chrząknął – Ukrywamy coś
przed tobą. - Znowu przerwał.
Zaczęłam się denerwować tym
jak wolno przekazuje mi jedną informację. Ponagliłam go ruchem
dłoni.
- Nie myśl o nas źle, a raczej o
nich, bo według mnie od początku powinnaś to wiedzieć. Ukryli to
dla twojego dobra, Alex.
Miałam ochotę mu przerwać, krzyknąć,
żeby przeszedł do rzeczy i ledwo udało mi się to zahamować, żeby
go nie zniechęcić. Stres narastał.
- Przejdź do rzeczy, proszę
– szepnęłam.
- Na pewno będzie to dla ciebie duży cios.
Słuchaj, Alex... - znowu przerwał, a ja traciłam cierpliwość. -
Brad, on...
Podskoczyłam widząc Jeffa wbiegającego do pokoju.
Zaciskał pięści, a jego twarz przybierała powoli czerwony kolor.
Toby nawet nie odwrócił się w tamtą stronę, jakby wiedział, kto
nam przeszkodził.
- Pozwól jej wiedzieć – powiedział Toby,
zbyt stanowczo jak na niego.
- Podjąłem decyzję. Powinieneś
się zastosować – warknął.
Bałam się, że wybuchnie z tego
duża kłótnia. Toby może wyglądał na spokojnego, ale w każdym
momencie mógł wstać, zacząć krzyczeć, a nawet uderzyć. Nagle
wstał, podszedł do Jeffa i zaczął krzyczeć mu w twarz.
- Nie
traktuj nas jak swoich poddanych czy służących. Nie myśl, że
będziemy się podporządkowywać za każdym razem. Mamy też swoje
zdanie i swoją wolę. Jesteśmy ludźmi i jednak mamy swoje prawa.
Powinieneś nas też pytać czy się zgadzamy, gdybyś zapomniał też
mieszkamy w tym domu. Traktujesz nas czasami jak gówno, jak swoich
poddanych. Słuchaj, przejrzyj na oczy jak się zachowujesz, bo nie
jesteśmy od ciebie gorsi. Powinieneś też myśleć o nas, a nie
tylko o sobie. Zawsze ustalasz wszystko według swoich zasad. Może
niedługo za niedostosowanie się do ciebie będziesz karał brakiem
jedzenia przez tydzień, co? Kiedyś traktowałeś nas jak swoich
przyjaciół i wszystko było w porządku, a dzisiaj aż szkoda słów.
Co się z tobą stało, zamieniasz się w potwora, szefa jakiegoś
gangu, a jesteśmy przecież takimi samymi ludźmi jak ci na
zewnątrz.
- Zanim dokończysz swoją wyczerpującą wypowiedź,
pozwól że się wtrącę i powiem tylko, że to ja na was zarabiam i
macie gdzie mieszkać tylko dzięki mnie – warknął Jeff.
Szczerze mówiąc miałam ochotę się wtrącić i oczywiście
stanęłabym po stronie Toby'ego. Słuchając jego wywodu zdałam
sobie sprawę, że ma rację. Nigdy wcześniej aż tak na to nie
zwracałam uwagi. Może tak minimalnie, ale nigdy nie myślałam o
tym w tak głęboki sposób jak Toby. Musiało go bardzo boleć to
jak traktuje go Jeff. Tak naprawdę nas, nie tylko jego. Nie
widziałam żadnej zmiany zachowania u Jeffa, mieszkam tu zbyt
krótko, by to stwierdzić, przyzwyczaiłam się, że Jeff jest taką
a nie inną osobą, widocznie wcześniej był inny.
- Czy tobie
naprawdę chodzi tylko o te jebane pieniądze? Tylko na tym ci
zależy? Wolałbym nie mieć pieniędzy, ale móc wypowiedzieć swoje
zdanie, niż mieć pieniądze i nie móc na głos powiedzieć co
myślę. Zresztą nawet jeśli ty je masz, a my ich nie mamy i żyjemy
na twojej pensji, wciąż nie robi z ciebie człowieka lepszego od
nas, kogoś kto może nam rozkazywać i mówić jak mamy żyć i
postępować. Zawsze powiesz co myślisz i co mamy robić, wstajesz i
wychodzisz nawet nie spytasz czy tak nam odpowiada. Postawiasz nas
przed ustalonym faktem, każesz się dostosować i tyle, a my co? My
się w ogóle nie liczymy. Mógłbyś chociaż posłuchać co mamy do
powiedzenia. Chociaż tyle. Mamy być dla siebie przyjaciółmi, a
robisz z nami co chcesz. Pewnego dnia, jak już któryś z nas
znajdzie stałą robotę odsunie się od ciebie, aż w końcu
zostaniesz całkiem sam, bo wszyscy się ustatkują i nie będą
chcieli ciebie więcej znosić.
Obaj stali i patrzyli na siebie
jakby chcieli się nawzajem pozabijać. Toby dyszał ze zmęczenia po
swojej kolejnej przemowie, która jak się zdawało w ogóle nie
dotarła do Jeffa. Byłam przygotowana na to, aby wstać i podbiec do
nich jeśli jeden drugiemu zrobi jakąkolwiek krzywdę, albo chociaż
go lekko dotknie. Jeśli chcą się bić i sprzeczać, niech nie
robią tego przy mnie. Nienawidzę bójek nawet jeśli sama z Rox
prowadzę je kilka razy w tygodniu.
Oni postanowili tylko stać i
patrzeć się na siebie. Świetnie.
- Czy mogłabym wiedzieć o co
chodzi...
- Nie! - ryknął Jeff nie spuszczając wzroku z
Toby'ego. Ten zacisnął mocno szczękę w odpowiedzi na zachowanie
Jeffa, który wciąż stał przy swoim. Jakby wywód Toby'ego nic dla
niego nie znaczył. Toby stracił tyle czasu i nic nie zyskał.
Najprawdopodobniej tak się teraz czuł.
Mruknął pod nosem ciche
'kretyn' i już miał go wyminąć, kiedy z dołu dobiegł nas głośny
wrzask, jakby kogoś obdzierali ze skóry. Ostatnie co usłyszałam
przed tym jak wybiegłam z pokoju w stronę, z której dobiegł
wrzask było „Cholera, Brad!” wypowiedziane przez Jeffa.
__________________________________________________________
Tak oto się dzieje, jeśli zabierają komuś stały dostęp do komputera. Nie wiem czy jest sens pisać to dalej w takim wypadku. Mimo, że bardzo bym chciała nie wiem jak często uda mi się coś tu dodać.
Jest tu ktoś jeszcze? Halo halo.
__________________________________________________________
Tak oto się dzieje, jeśli zabierają komuś stały dostęp do komputera. Nie wiem czy jest sens pisać to dalej w takim wypadku. Mimo, że bardzo bym chciała nie wiem jak często uda mi się coś tu dodać.
Jest tu ktoś jeszcze? Halo halo.
ja jestem c:
OdpowiedzUsuńtak sie ciesze ze dodałaś rozdzial, czekałam i czekałam aż w końcu sie pojawił
jestem ciekawa co sie dzieje z Bradem, nie mogę sie doczekac juz następnego rozdziału
Super!tylko pisz regularnie i bedziesz miala czytelnikow
OdpowiedzUsuńzdaję sobie z tego sprawę, ale to naprawdę nie zależy ode mnie eh
Usuń