niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 7

Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Światło słoneczne wpadające przez niewielkie okno sprawiło, że poczułam ból w skroni. Naciągnęłam szybko kołdrę na głowę, ale nadal nie otwierałam oczu. Skuliłam się i leżałam tak chwilę, dopóki nie zorientowałam się, że po pierwsze takie leżenie jest niewygodne, a po drugie nie mogę tak leżeć aż do zachodu słońca. Zamruczałam cicho zdejmując z siebie kołdrę. Leniwie podniosłam się ze zbyt wygodnego łóżka, zakryłam ręką światło drażniące moje oczy i zasłoniłam okno ciemną firaną. W pokoju zrobiło się ponuro. Lubię taki klimat. Ból skroni zelżał, ale i tak chciałam zażyć jakikolwiek paracetamol.
Ubrana w spodnie dresowe, luźną czarną koszulkę i ciepłe kapcie wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. W domu było dziwnie cicho i pusto. Pomyślałam, że może po prostu jest wczesna pora i wszyscy jeszcze śpią. Jednak nadal wydawało mi się to dziwne. W tym domu o każdej porze przynajmniej jedna osoba jest na nogach. Być może dzisiaj jestem nią właśnie ja.
Zajrzałam do szafki, w której zwykle znajdowały się niezbędne leki. Jedyne co tam się znajdowało to bandaże, woda utleniona i jakieś maści. Gdzie się podziały wszystkie tabletki. Byłam zbyt leniwa, żeby szperać po wszystkich szufladach i szafkach w poszukiwaniu jednej tabletki, więc postanowiłam zrobić sobie herbatę. Najlepiej w moim ulubionym fioletowym kubku, którego oczywiście również nie znalazłam. Prawdopodobnie leży gdzieś w kącie mojego pokoju. Bardzo dawno tam nie sprzątałam. Nie miałam mojego kubka, więc zadowoliłam się przezroczystym w kwiatki. Wrzuciłam torebkę herbaty, która (jak pisało na opakowaniu) zawierała melisę. Wstawiłam wodę, a w oczekiwaniu aż się zagotuje, postanowiłam odpocząć na chłodnym blacie. Przyłożyłam do niego czoło i przymknęłam oczy. Usłyszałam dźwięk wyłączającego się czajnika, ale było mi zbyt wygodnie i przyjemnie dla mojego bólu, żeby podnosić głowę. Przemogłam się ostatnimi siłami i dokończyłam przygotowywanie herbaty. Z myślą, że nie chcę z nikim rozmawiać, mniej więcej dlatego, że mogliby zauważyć co się wczoraj stało, udałam się po cichu z powrotem do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, przykryłam się kocem po szyję i powoli sączyłam herbatę nie myśląc o niczym konkretnym. Błądziłam wzrokiem po pokoju, a kiedy natrafiłam na samotnie leżącą na stoliku stokrotkę – pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Jeszcze niedawno nie przejęłabym się moim tak lekkomyślnym czynem. Zwyczajnie chodziłabym nieprzytomna po domu i myślała o tym, że powoli się wykańczam, ale nie przeszkadza mi to. Przecież nie zależałoby mi na sobie. Teraz jest inaczej i nie wiem co sprawiło, że zmieniłam zdanie, może po prostu trochę dorosłam i zmądrzałam.
Poczułam jak zaczyna robić mi się słabo. Zaczęło kręcić mi się w głowie, a powieki stały się cięższe. Wpatrzona w gorącą ciecz starałam się nie wybuchnąć płaczem, mimo że czułam ogromną ochotę wyrzucenia wszystkiego z siebie. Nie miałam na to zbyt dużo okazji, a z dnia na dzień czułam coraz większe przytłoczenie. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej psychicznie, jakbym codziennie upadała coraz niżej i powoli zbliżała się ku końcowi. Boję się końca, naprawdę chciałabym zacząć wszystko od nowa, ale siedząc i użalając się nad sobą niczego nie zdziałam. Musiałam zacząć działać, ale na ten czas potrzebuję odpoczynku.
Pusty już kubek odłożyłam na stolik. Westchnęłam ciężko i postanowiłam zrobić sobie gorącą kąpiel. Wypadałoby się odświeżyć. Podobno jeśli człowiek czuje się lepiej fizycznie, psychicznie też zaczyna czuć się lepiej. Z jednej strony chciałam się trochę podbudować i zrobić jakikolwiek krok do przodu, ale z drugiej miałam ogromne wątpliwości, czy to się uda i jednocześnie chciałam się poddać, po prostu mieć wyjebane i żyć tak samo jak do tej pory. Nie wierzę w siebie, dopóki ktoś nie da mi odpowiedniej motywacji, chociażby słownej. Jeśli poczuję, że ktoś we mnie wierzy, sama też znajdę jakiś płomyczek nadziei.
Wzięłam sobie bieliznę na zmianę z małej szafki przy wejściu i udałam się do łazienki. Miałam nadzieję, że tym razem nie zastanę tam ani Rox, ani nikogo pieprzącego się. Ten dom to jedna wielka patologia i dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Zapukałam cicho, chcąc się upewnić, że na pewno nikogo tam nie ma. Nacisnęłam pewnie na klamkę, kiedy nikt się nie odezwał. Zakluczyłam od środka, rzuciłam ciuchy na podłogę i odkręciłam wodę. W czasie kiedy gorąca woda wypełniała wannę, rozebrałam się ze zbędnych ciuchów, zdjęłam stary bandaż z ręki i wrzuciłam do kosza. Popatrzałam chwilę na swoje odbicie w lustrze po czym weszłam ostrożnie do wanny, kiedy moja kąpiel była gotowa.
Po niedługim czasie moczenia się w gorącej wodzie i obserwowania swojego nagiego ciała, zdałam sobie sprawę, że za bardzo je wyniszczam. Kości biodrowe zaczynały się uwidaczniać aż nadto, nie mówiąc o żebrach, które też wychodziły powoli na wierzch. Do tej pory nie zauważałam tego, jak mało jem. Przez te kilka miesięcy bardziej skupiałam się na tym, żeby zażyć swoją porcję, niż na tym, żeby jeść. Zdarzało się że czułam głód, ale byłam zbyt leniwa, żeby podnieść się do kuchni i zrobić sobie najprostszą kanapkę z serem. Po jakimś czasie samo przechodziło i zapominałam zwyczajnie o tym, że miałam coś zjeść. Nie poświęcałam zbyt dużej uwagi swojej osobie, chyba że chodziło o narkotyki, ale to już inna i bardziej samolubna sprawa. 
Powoli zaczynałam myśleć logicznie, nie tylko umysłem uzależnionej nastolatki. Czułam się trochę tak jakby one mnie zauroczyły, a teraz ten urok zamieniał się w nudny nawyk. Nawyk, który zapragnęłam zamienić na bardziej pożyteczny. Problem w tym, że gdy tylko słyszę „narkotyki” moje myślenie się wyłącza i nie potrafię nic z tym zrobić. Nie potrafię z tym walczyć. Więc co z tego, że okazuje przynajmniej samej sobie jakiekolwiek chęci, skoro codziennie o tej samej porze i tak będę brała. Mój zaślepiony mózg i ciało, które przyzwyczaiło się do tej substancji i domaga się jej, zawsze ze mną wygrywa. To o wiele silniejsze ode mnie i nikt nie jest w stanie tego zrozumieć.
Denerwujące wzorki na opuszkach zaczynały powoli się formować, więc szybko umyłam włosy i całe ciało. Sięgnęłam po mój ręcznik, który nie był zbyt czysty. Rzadko robiliśmy pranie. Wody też staraliśmy się używać jak najmniej. Ciężko było z pieniędzmi. Pół starannie wytarłam ciało i lekko osuszyłam włosy. Nałożyłam bieliznę i ubrania, które miałam na sobie wcześniej. Być może niezbyt to higieniczne, ale bywało gorzej.
Wychodząc postanowiłam zajrzeć do Brada, którego nie widziałam od wczorajszego popołudnia. Zeszłam na dół, weszłam do salonu i skręciłam w stronę jego pokoju.
- Daj mu odpocząć – usłyszałam, zanim chwyciłam za klamkę. Odwróciłam się i zauważyłam Toby'ego, który leżał pod kocem na kanapie.
- A co takiego wczoraj robił? - Coraz bardziej mi się to nie podobało. Przez chwilę miałam złe przeczucia, ale widząc spokój wypisany na twarzy Toby'ego, pomyślałam, że przesadzam.
- Nic, po prostu jest dopiero siódma – powiedział, po czym ziewnął.
Taki szczegół, że Toby był zawsze spokojny, cokolwiek by się nie działo. Nie wiedziałam co myśleć, ale może on ma racje, dlaczego by nie odpuścić. Stwierdziłam, że zajrzę do niego później i wtedy wszystkiego się dowiem. 
Chwyciłam pilota ze stolika, poprosiłam Toby'ego, aby zrobił mi trochę miejsca na kanapie. Nie protestował. Zgiął nogi, a ja swobodnie mogłam usiąść po drugiej stronie kanapy. Włączyłam telewizor i przeskakiwałam po kanałach dopóki nie znalazłam czegoś bardziej ciekawszego od teleturniejów, którymi ekscytował się Brad, czy też Trevor. Ostatecznie zdecydowałam się na CSI. Czułam się trochę niezręcznie siedząc obok Toby'ego, który nic nie mówił. Momentami nawet zapominałam, że w ogóle z nim siedzę. Nie wiedziałam, czy mam coś do niego mówić, czy on w ogóle ma ochotę na rozmowę. Po prostu udawałam, że jestem zapatrzona w serial, kiedy tak naprawdę nie wiedziałam za bardzo o co chodzi w odcinku.

* * *

- Słuchajcie, przyjechała nasza pizza! - Usłyszałam głośne, rozbawione krzyki z dołu.
Zamknęłam laptopa, którego użyczył mi Jeff, zsunęłam go z moich kolan i wybiegłam z pokoju, aby zdążyć zanim wszyscy się rzucą i wszystko mi zjedzą. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam się jako druga z domowników przy dostawcy, który wręczył mi trzy pudełka pizzy. Jeff stał obok mnie i wyszukiwał odpowiedniej sumy pieniędzy w swoim portfelu. Zza mojej głowy wyłoniła się ręka i zabrała jedno pudełko, które znajdowało się najwyżej. Po rękawie bluzy domyśliłam się, że to któryś z bliźniaków. Nie zastanawiając się dłużej pomaszerowałam z dwoma pozostałymi do kuchni, postawiłam je na blacie i czym prędzej sięgnęłam po talerz. Był niedomyty, co bardzo mnie obrzydziło, wręcz odepchnęło. Zanim zdążyłam go umyć do kuchni wszedł Toby, John i Trevor, którzy napadli na jedno pełne pudełko. Jęknęłam głośno bojąc się, że nie zostanie dla mnie ani jeden kawałek. Szybko wytarłam mój talerz i podbiegłam do ostatniego opakowania z pizzą. Wzięłam z niego trzy kawałki i szybkim krokiem wyszłam z kuchni. Jedno z pudełek leżało na stoliku w salonie, więc szybkim ruchem porwałam jeden kawałek po czyn usłyszałam protest chłopców. Zaśmiałam się głośno i pobiegłam do swojego pokoju.
Pochłaniając pierwszy kawałek poczułam jak bardzo potrzebowałam czegoś konkretnego do jedzenia. Delektowałam się każdym kęsem. Już dawno nie miałam w ustach czegoś tak dobrego, a przecież to tylko zwyczajna pizza. Jednak smakuje ona o wiele lepiej jeśli przez pół roku pochłania się jedynie kanapki z serem, naleśniki, albo płatki z mlekiem.
Tak oto wylądowałam sama w moim ciemnym pokoju z talerzem pełnym jedzenia. Nie byłam pewna czy to powód do dumy. Myśląc o tym jedynie westchnęłam ciężko, odłożyłam talerz na bok, sięgnęłam po kubek, który został po porannej herbacie i zeszłam z nim do kuchni. Nick, który siedział równie samotnie jak ja, podsunął mi pod nos puszkę pepsi. Do cholery, skąd w tym domu nagle znalazły się takie rarytasy? Podziękowałam grzecznie posyłając mu pół-szczery uśmiech. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni. Mój wzrok spoczął na drzwiach pokoju Brada. Przez moment chciałam do nich zapukać, wejść do środka, zobaczyć się z nim. Cokolwiek. Szybko wyrzuciłam to z myśli, sama do końca nie wiem dlaczego. Zbliżyłam się do schodów, kiedy Toby kaszlnął podejrzanie. Odwróciłam się i zauważyłam jak opiera się o framugę drzwi.
- Mogę co ciebie dołączyć? - Przeczesał ręką swoje włosy.
- Jasne – odpowiedziałam bez zastanowienia.
Dlaczego chce ze mną siedzieć? Jestem nudna, cicha i... No po prostu nudna!
Roxane wyłoniła się ze swojego pokoju w momencie, kiedy otwierałam drzwi do mojego pokoju. Widać było po jej okropnym makijażu i roztrzepanych włosach, że dopiero się obudziła. Toby na jej widok zaśmiał się pod nosem, zakrywając usta dłonią. Suka przewróciła oczami i nic nie mówiąc, ani nawet nie wyklinając mojej osoby – zamknęła się w łazience. Poczułam falę ulgi, która przeszła przez cały mój umysł. Usiadłam na moim łóżku i wskazałam ręką miejsce obok siebie, aby zachęcić Toby'ego do zajęcia miejsca obok mnie. Zrobił to.
- Chcesz o czymś porozmawiać? - Rozpoczęłam rozmowę wgryzając się w kolejny kawałek.
Spojrzał pustym wzrokiem w zasłonięte okno, po czym spojrzał na mnie z bólem w oczach. Zmarszczyłam brwi.
- Więc?
- Cóż – zaczął. - Jest coś o czym powinnaś wiedzieć od samego początku...
Od razu straciłam apetyt. Usiadłam bliżej chłopaka. Pomyślałam, że to o czym chce mi powiedzieć musi pozostać między nami, więc na pewno chciałby mówić szeptem.
Chrząknął – Ukrywamy coś przed tobą. - Znowu przerwał.
Zaczęłam się denerwować tym jak wolno przekazuje mi jedną informację. Ponagliłam go ruchem dłoni.

- Nie myśl o nas źle, a raczej o nich, bo według mnie od początku powinnaś to wiedzieć. Ukryli to dla twojego dobra, Alex.
Miałam ochotę mu przerwać, krzyknąć, żeby przeszedł do rzeczy i ledwo udało mi się to zahamować, żeby go nie zniechęcić. Stres narastał.
- Przejdź do rzeczy, proszę – szepnęłam.
- Na pewno będzie to dla ciebie duży cios. Słuchaj, Alex... - znowu przerwał, a ja traciłam cierpliwość. - Brad, on...
Podskoczyłam widząc Jeffa wbiegającego do pokoju. Zaciskał pięści, a jego twarz przybierała powoli czerwony kolor. Toby nawet nie odwrócił się w tamtą stronę, jakby wiedział, kto nam przeszkodził.
- Pozwól jej wiedzieć – powiedział Toby, zbyt stanowczo jak na niego.
- Podjąłem decyzję. Powinieneś się zastosować – warknął.
Bałam się, że wybuchnie z tego duża kłótnia. Toby może wyglądał na spokojnego, ale w każdym momencie mógł wstać, zacząć krzyczeć, a nawet uderzyć. Nagle wstał, podszedł do Jeffa i zaczął krzyczeć mu w twarz.
- Nie traktuj nas jak swoich poddanych czy służących. Nie myśl, że będziemy się podporządkowywać za każdym razem. Mamy też swoje zdanie i swoją wolę. Jesteśmy ludźmi i jednak mamy swoje prawa. Powinieneś nas też pytać czy się zgadzamy, gdybyś zapomniał też mieszkamy w tym domu. Traktujesz nas czasami jak gówno, jak swoich poddanych. Słuchaj, przejrzyj na oczy jak się zachowujesz, bo nie jesteśmy od ciebie gorsi. Powinieneś też myśleć o nas, a nie tylko o sobie. Zawsze ustalasz wszystko według swoich zasad. Może niedługo za niedostosowanie się do ciebie będziesz karał brakiem jedzenia przez tydzień, co? Kiedyś traktowałeś nas jak swoich przyjaciół i wszystko było w porządku, a dzisiaj aż szkoda słów. Co się z tobą stało, zamieniasz się w potwora, szefa jakiegoś gangu, a jesteśmy przecież takimi samymi ludźmi jak ci na zewnątrz.
- Zanim dokończysz swoją wyczerpującą wypowiedź, pozwól że się wtrącę i powiem tylko, że to ja na was zarabiam i macie gdzie mieszkać tylko dzięki mnie – warknął Jeff. 
Szczerze mówiąc miałam ochotę się wtrącić i oczywiście stanęłabym po stronie Toby'ego. Słuchając jego wywodu zdałam sobie sprawę, że ma rację. Nigdy wcześniej aż tak na to nie zwracałam uwagi. Może tak minimalnie, ale nigdy nie myślałam o tym w tak głęboki sposób jak Toby. Musiało go bardzo boleć to jak traktuje go Jeff. Tak naprawdę nas, nie tylko jego. Nie widziałam żadnej zmiany zachowania u Jeffa, mieszkam tu zbyt krótko, by to stwierdzić, przyzwyczaiłam się, że Jeff jest taką a nie inną osobą, widocznie wcześniej był inny.
- Czy tobie naprawdę chodzi tylko o te jebane pieniądze? Tylko na tym ci zależy? Wolałbym nie mieć pieniędzy, ale móc wypowiedzieć swoje zdanie, niż mieć pieniądze i nie móc na głos powiedzieć co myślę. Zresztą nawet jeśli ty je masz, a my ich nie mamy i żyjemy na twojej pensji, wciąż nie robi z ciebie człowieka lepszego od nas, kogoś kto może nam rozkazywać i mówić jak mamy żyć i postępować. Zawsze powiesz co myślisz i co mamy robić, wstajesz i wychodzisz nawet nie spytasz czy tak nam odpowiada. Postawiasz nas przed ustalonym faktem, każesz się dostosować i tyle, a my co? My się w ogóle nie liczymy. Mógłbyś chociaż posłuchać co mamy do powiedzenia. Chociaż tyle. Mamy być dla siebie przyjaciółmi, a robisz z nami co chcesz. Pewnego dnia, jak już któryś z nas znajdzie stałą robotę odsunie się od ciebie, aż w końcu zostaniesz całkiem sam, bo wszyscy się ustatkują i nie będą chcieli ciebie więcej znosić.
Obaj stali i patrzyli na siebie jakby chcieli się nawzajem pozabijać. Toby dyszał ze zmęczenia po swojej kolejnej przemowie, która jak się zdawało w ogóle nie dotarła do Jeffa. Byłam przygotowana na to, aby wstać i podbiec do nich jeśli jeden drugiemu zrobi jakąkolwiek krzywdę, albo chociaż go lekko dotknie. Jeśli chcą się bić i sprzeczać, niech nie robią tego przy mnie. Nienawidzę bójek nawet jeśli sama z Rox prowadzę je kilka razy w tygodniu. 
Oni postanowili tylko stać i patrzeć się na siebie. Świetnie.
- Czy mogłabym wiedzieć o co chodzi...
- Nie! - ryknął Jeff nie spuszczając wzroku z Toby'ego. Ten zacisnął mocno szczękę w odpowiedzi na zachowanie Jeffa, który wciąż stał przy swoim. Jakby wywód Toby'ego nic dla niego nie znaczył. Toby stracił tyle czasu i nic nie zyskał. Najprawdopodobniej tak się teraz czuł.
Mruknął pod nosem ciche 'kretyn' i już miał go wyminąć, kiedy z dołu dobiegł nas głośny wrzask, jakby kogoś obdzierali ze skóry. Ostatnie co usłyszałam przed tym jak wybiegłam z pokoju w stronę, z której dobiegł wrzask było „Cholera, Brad!” wypowiedziane przez Jeffa.

__________________________________________________________

Tak oto się dzieje, jeśli zabierają komuś stały dostęp do komputera. Nie wiem czy jest sens pisać to dalej w takim wypadku. Mimo, że bardzo bym chciała nie wiem jak często uda mi się coś tu dodać.
Jest tu ktoś jeszcze? Halo halo.

3 komentarze:

  1. ja jestem c:
    tak sie ciesze ze dodałaś rozdzial, czekałam i czekałam aż w końcu sie pojawił
    jestem ciekawa co sie dzieje z Bradem, nie mogę sie doczekac juz następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!tylko pisz regularnie i bedziesz miala czytelnikow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdaję sobie z tego sprawę, ale to naprawdę nie zależy ode mnie eh

      Usuń