Byłam przemoczona i było mi bardzo
zimno. Cieszyłam się, że wzięłam ze sobą czapkę i komin, które
nawet jeśli też były przemoczone, dawały mi choć troszkę
swojego ciepła. Byłam pewna, że rano obudzę się z zapchanym
nosem i głosem jak krokodyl, a wszyscy w domu będą się nabijać i
ciągle prosić, żebym coś do nich powiedziała. Czy ten spacer
jest tego wszystkiego wart? Zdecydowanie tak. Zachowuję się jak
głupia nastolatka, ale przecież nią jestem. Zafascynował mnie ten
chłopak, zafascynowało mnie to spotkanie, byłam ciekawa jak to
wszystko potoczy się dalej. Czułam się trochę jak w filmie, ale
przecież to rzeczywistość. Trochę brutalna, tajemnicza, może
ciekawa, fascynująca, nieprzewidywalna, ale jednak rzeczywistość.
Rzeczywistość, w której właśnie padał deszcz i zbierało się
na burzę. Boję się burz od kiedy piorun uderzył w ogromne drzewo
zaraz koło naszego domu, jeszcze kiedy byłam małą słodką
dziewczynką. Drzewo upadło i o mało nie spaliło nam domu. Tata
myślał, że jestem za mała, żeby wiedzieć co nam groziło, i że
tak naprawdę nie rozumiem co się stało, że nie zdawałam sobie
sprawy z powagi sytuacji. Byłam mała, ale nie byłam głupia.
Wiedziałam, że mogliśmy zginąć, spalić się żywcem... Wszystko
to wiedziałam bardzo dobrze.
Znalazłam się w parku, gdzie było
bardzo ciemno, a żadna lampa nie miała zamiaru się zapalić i
oświetlić mi drogi. Poczułam mocne ukłucie w brzuchu, które
zwiastowało nadejście lekkiego strachu. Przez chwilę zawahałam
się i pomyślałam, czy by nie cofnąć się do domu, odpuścić
sobie dziś to spotkanie, ale Justin mógłby pomyśleć, że nie
podobało mi się to i wolę go unikać. Tak nie jest, wolę nie
wysyłać mu sprzecznych sygnałów. Z drugiej strony – dlaczego
miałby się przejmować, że nie udało mu się z jakąś przeciętną
laską? Kim ja dla niego jestem? Co o mnie myśli? Może chce tylko
zrobić ze mnie idiotkę? Co jeśli nią jestem? Czy jestem przez
niego zwyczajnie nabierana i nie chce nic ode mnie, a ja sobie robię
jedynie żałosną nadzieję? Pewnie myśli, że jestem pustą
kretynką, którą ma już w garści.
Tak, kurwa, ma.
Założę
się, że obmyślił już sobie plan, jak mnie w sobie rozkochać, a
potem zwyczajnie porzucić. Przecież kompletnie mnie nie zna,
dlaczego miałby w ogóle pałać do mnie jakimikolwiek pozytywnymi
emocjami. Dlaczego do cholery ja go lubię?! To takie nielogiczne i
szalone... Wydaje mi się niemądre to, co właśnie robię. Czy to
nie jest niedorzeczne, że idę na to spotkanie? Właściwie, to czym
się przejmuję. Nadal nie będę warta niczego co dobre, nie mam nic
do stracenia.
Czas mijał, adrenalina rosła, a ja z każdym
krokiem byłam coraz bliżej mojego celu. Naprawdę bardzo się
denerwowałam. Moje serce kolejny raz tego dnia podchodziło mi do
gardła, a moje nogi... Cóż, zdawało się jakby chciały się pode
mną ugiąć, ale dzielnie walczyły z ciężarem mojego ciała.
Zdałam sobie sprawę, że za chwilę wyjdę zza zakrętu i ujrzę
dwa dobrze mi już znane tunele. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam
pewnym krokiem przed siebie. Przynajmniej starałam się, żeby
wyglądał na dość pewny. Nie chcę, żeby myślał, że się
denerwuję. Nie lubię okazywać słabości, mimo że ostatnio zdarza
mi się to często... Zdecydowanie zbyt często.
Spanikowałam na
tyle, że zwyczajnie wyciągnęłam z kieszeni mojego samsunga,
odblokowałam ekran i zaczęłam udawać, że coś na nim piszę. To
u mnie takie typowe. Jeszcze kilka kroków. Z każdym krokiem coraz
bliżej. Jestem na zakręcie. Jeszcze dosłownie chwilka.
Westchnęłam
ciężko próbując opanować nerwy, kiedy znalazłam się na prostej
drodze. Przede mną znajdował się cel mojej dzisiejszej podróży.
Kątem oka spojrzałam przed siebie.
Pusto.
Podniosłam
szybko głowę, mając nadzieję, że tak mi się tylko zdawało.
Zacisnęłam mocno szczękę rozglądając się dookoła. Na początku
poczułam się naprawdę żałośnie, jakby się mną zabawił.
Mogłam się tego spodziewać. Właściwie, to spodziewałam się
tego, ale gdzieś głęboko we mnie byłam pewna, że jednak
przyjdzie. Drugą myślą, było to, czy nie jestem może w ukrytej
kamerze? To jakiś żart?! Poczułam jak zaczynają piec mnie oczy, a
chwilę później popłynęła pierwsza łza. Nie płakałam dlatego,
że nie przyszedł, tylko dlatego, że jestem taką idiotką,
zrobiłam sobie głupią nadzieję. Zawiodłam się na samej sobie.
Cholera, wyglądał na miłego, takiego, któremu można zaufać.
Pojawiło się uczucie kłucia w brzuchu, którego tak bardzo nie
lubię.
Znalazłam się w pierwszym tunelu, kiedy zdałam sobie
sprawę, że nie chcę iść do domu. Nie chcę teraz patrzeć ani na
Rox, ani na Jeffa, ani Toby'ego, ani nawet na Brada. Zatrzymałam się
w środku tunelu, schowałam telefon do kieszeni i oparłam się o
murek. Uderzyłam o niego lekko głową wzdychając przy tym. Alex,
proszę cię, na co ty liczyłaś. Wsłuchałam się w odgłos kropli
dudniących o zewnętrzną część tunelu. Nie mam pojęcia co ze
mną będzie jeśli przyjdzie burza.
Poczułam ogromny smutek
wypełniający całe moje ciało, duszę i myśli. On... Jest tylko
kolejną osobą, która spędziła chwilę w moim nudnym życiu i po
prostu znikła bez słowa, nie dając mi żadnego powodu odejścia.
Wyrządzam wszystkim jakiegoś rodzaju krzywdę, że się ode mnie
odwracają? W czym tkwi problem? Wylądowałam w domu z pieprzonymi
ćpunami bez życia, a co gorsza – od teraz jestem jedną z nich!
Jestem taka sama. Nie mam rodziny, ani nikogo kto by się przejął
tym, co się ze mną stało. Sama muszę o siebie zadbać, ale samej
nie uda mi się tego rzucić. Może gdybym się wyprowadziła,
łatwiej byłoby mi z tym skończyć, zacząć wszystko od nowa, ale
nie mam gdzie się podziać, a mieszkając tam i wiedząc, że
narkotyki są dostępne o każdej porze dnia, nie jestem nawet w
stanie myśleć o odwyku.
Odwróciłam gwałtownie głowę w drugą
stronę, kiedy poczułam czyjąś obecność. Jego pieprzoną
obecność. Przyszedł. Stanął naprzeciwko mnie, chwycił moje małe
dłonie i przejechał kciukami po sinych kostkach.
- Przepraszam
za spóźnienie – wymamrotał, po czym ściągnął kaptur.
Uśmiechnął się, co spowodowało, że też się uśmiechnęłam.
Byłam szczęśliwa, że go widzę, ale nie chciałam rzucać mu się
z tego powodu na szyję i piszczeć, a miałam taką ochotę. Stoicki
spokój wskazany.
- Gdzie byłeś? - spytałam, nie wiedząc za
bardzo o czym z nim rozmawiać. Chyba pierwszy raz uda nam się
przeprowadzić dłuższą rozmowę niż tylko trzy zdania.
-
Dostarczałem towar do jeszcze kilku innych domów – wzruszył
ramionami. No jasne, jakby to nie było nic takiego. Zmniejszył
przestrzeń pomiędzy nami. W jego oddechu poczułam bardzo dobrze
znany mi już zapach.
- P-piłeś? - Spanikowałam i za wszelką
cenę chciałam się od niego odsunąć chociaż na krok, ale za mną
stała ściana tunelu. Nie miałam drogi ucieczki. Przymknęłam oczy
próbując wyrzucić wszystkie złe wspomnienia. Nie było to trudne,
zmagam się z tym kilka długich lat.
- Kilka większych łyków
piwa, spokojnie – powiedział dość łagodnie, na tyle, bym się
uspokoiła.
Tym razem kilka, następnym kilkanaście...
Spięłam
się, kiedy pierwszy piorun pojawił się na zachmurzonym niebie.
Chłopak spojrzał w niebo, po czym znowu na mnie, a ja ukryłam
twarz w jego klatce piersiowej. Dłonie zacisnęłam na jego
przyjemnie miękkim swetrze, który miał zaraz pod rozpiętą
kurtką. Ścisnęłam mocniej kiedy usłyszałam dosyć głośny
grzmot. Justin przyglądał
mi się z zainteresowaniem cały ten czas. Poczułam
jak delikatnie przesuwa dłonią po moich plecach. Może i miało mi
to pomóc, ale nic się nie zmieniło. Cisza,
który wisiała nad nami przy każdym spotkaniu była jak najbardziej
komfortowa. Z jednej strony chciałam z nim rozmawiać, ale z drugiej
wystarczyło mi to, że po prostu był, że mogłam się wyrwać z
domu na to spotkanie i odetchnąć wolnością. Każdego dnia
budziłam się i moją pierwszą myślą było to za ile godzin będę
mogła się z nim spotkać. Właściwie można by powiedzieć, że
wypełniał tą beznadziejną pustkę w mojej głowie, czy nawet
życiu.
- O czym myślisz? - spytał nagle odsuwając się ode
mnie.
Podniosłam głowę
i spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko na widok jego tak
rozbawionych oczu. Moje mogły wyglądać na martwe, bez życia,
zmęczone i opuchnięte. Dziwiłam się, jak on w ogóle może chcieć
dobrowolnie na mnie patrzeć.
- Po prostu o tym, że tu jestem.
-
To źle, że jesteś? Nie cieszysz się?
Jego oczy posmutniały w
jednej sekundzie.
- Jesteś taki wrażliwy, czy tylko udajesz? -
Uniosłam jedną brew. Moja pewność siebie dała o sobie w końcu
znać.
- To zależy od sytuacji – zaśmiał się, jednak tylko
na chwilę. Znowu posmutniał. - Odpowiesz?
- Bardzo się cieszę,
że tu jestem, ale wciąż zastanawiam się jak to się stało, że
zainteresowałeś się mną. Przecież
nie jestem nikim specjalnym, jestem zwyczajnie nudna...
- Dla mnie
nie jesteś. Szczególnie teraz, kiedy już wiem co ze sobą robisz i
z kim mieszkasz. Mijając cię na ulicy nigdy bym nie pomyślał,
że... - westchnął ciężko.
- Szkoda mi cię i chciałbym cię poznać, dowiedzieć się jaka
jesteś. Wydajesz mi się ciekawa. Naprawdę jestem ciekaw, jak
wygląda twoje życie, skoro masz chęć tu przychodzić każdego
dnia.
- A jak musi wyglądać twoje, skoro przychodzisz tu do
kogoś tak przeciętnego. Przypuszczam, że masz masę znajomych i
przepełnione życie towarzyskie – w tym momencie poczułam się
żałośnie, przy nim naprawdę jestem nikim. - Ja nie mam nikogo
poza domem, więc przychodzę.
- Gdybyś miała byś nie
przychodziła? - spytał szybko.
- Nie, nie to chciałam
powiedzieć. Pytasz, jak wygląda moje życie, więc mówię – nie
mam nikogo, nie mam znajomych, rodziny. Dla mnie to bardzo nowe, że
się tu spotykamy, że jeszcze nie uciekłeś do kogoś lepszego.
Jestem prawie aspołeczna.
Przerwał mi kolejny piorun, który
oświetlił całe niebo, jak
i otoczenie. Nawet twarz
Justina przez chwilę była
bardzo wyraźna. Kiedy zniknął, znów zrobiło się ponuro i szaro.
Nie zdawałam sobie sprawy
jak mocno ściskam jego sweter, dopóki nie chwycił moich dłoni i
„odczepił” od siebie. Byłam
prawie pewna, że się zaczerwieniłam.
- Boisz się –
stwierdził ponuro. - Ja uwielbiam burzę.
Spojrzał w niebo i
uśmiechnął się do siebie. Nie
widzę w niej nic fajnego. Piorun może cię trafić i sparaliżować,
nie
ma tu nic do uwielbiania.
- Słuchaj... - zaczął, ale przejechał
obok nas samochód i zatrąbił kilka razy.
Oboje spojrzeliśmy
się w tamtą stronę. Uchyliło się okno bliżej nas. Za kierownicą
siedział grubszy, starszy od nas mężczyzna. Wyglądał cholernie
groźnie... Nie wiedziałam, czego chce i byłam lekko
przerażona. Wyraz twarzy
Justina wyrażała z początku tyle co... nic.
- Bieber, zostaw tą
lasię, rusz swoją leniwą dupę, wsiadaj i spadamy.
Chłopak
nawet nie raczył się ze mną pożegnać. Automatycznie puścił
moje dłonie, wsiadł, a chwilę później odjechali z piskiem
opon.
Co do cholery się właśnie wydarzyło?
Poświęciłam
się i przeszłam przez ten ciemny park, wiedząc, że nadchodzi
burza, i że najbezpieczniej byłoby cofnąć się do domu, a on mnie
tu zostawił i odjechał z tym grubym kierowcą. Może wyglądał na
groźnego, ale Justin nie wydawał się być przestraszony. Nawet na
mnie nie spojrzał. Nie pożegnał się. Zachował się tak, jakby
mnie tam nie było.
Pięknie udowodnił mi swoje wcześniejsze
słowa.
* *
*
Trzasnęłam drzwiami, rozebrałam się szybko, zrzuciłam
buty, burknęłam krótkie „hej” do Jeffa i Trevora, którzy
siedzieli na schodach. Byli zajęci rozmową na tyle, że nie
odpowiedzieli. Zacisnęłam mocno szczękę, żeby się znowu nie
rozpłakać. Zawsze
byłam silna, co się ze mną stało?
- Przepraszam –
powiedziałam już trochę zdenerwowana. - Ludzie tędy chodzą –
burknęłam i przeszłam pomiędzy nimi.
Chciałam wbiec do
łazienki, trzasnąć drzwiami, usiąść na podłodze i utkwić
puste spojrzenie w kafelkach. Nikt
by mi nie przeszkadzał.
Udałam się w stronę
łazienkowych drzwi, nacisnęłam na klamkę, postawiłam pierwszy
krok w łazience i zatrzymał mnie widok Johna rozbierającego
nieznaną mi drobną szatynkę.
- Ciężko zakluczyć jebane drzwi
– warknęłam i wyszłam.
Tyle już widziałam w tym domu, nic
mnie już nie zdziwi. Byłam zmuszona iść do swojego pokoju. Z
nadzieją, że nikt nie będzie mi przeszkadzał, weszłam do mojego
skromnego, małego gniazdka, zamknęłam cicho drzwi i rzuciłam się
na łóżko. Wbiłam paznokcie w moją ulubioną poduszkę próbując
pozbyć się gniewu. Chciałam to wyrzucić z siebie każdym głupim
sposobem, tylko nie płaczem. Pocieszałam się faktem, że niedługo
będę mogła udać się do drugiego świata, w którym panuje błogi
spokój i upajam się działaniem narkotyków. Póki co muszę zmagać
się ze wszystkimi emocjami, które się we mnie kotłują. Rzuciłam
poduszką o ścianę. Odbiła się od niej i upadła na podłogę.
Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i tkwiłam w tej
pozycji, dopóki nie przyszedł Toby z Trevorem i powiedzieli, że
wszyscy są już na dole. Czułam się trochę jakby czekali tylko na
mnie, jakbym się spóźniała... To teraz nieważne. Potrzebuję
mojej dawki. Potrzebuję się uspokoić. Spojrzałam ostatni raz na
moją stokrotkę i wyszłam z pokoju.
Zbiegłam
na dół z myślą, że nie obchodzi mnie już nic. Przekroczyłam
próg pokoju i od razu zdałam sobie sprawę, że brakuje
tu Brada. Rozejrzałam się
po pokoju. Poczułam dłoń Toby'ego na moich plecach, jako gest
zachęcenia zajęcia miejsca w kółku.
- Gdzie Brad? - szepnęłam
do Jeffa, obok którego zajęłam miejsce.
- Lepiej dla ciebie
będzie, jeśli będę milczał.
- Pow...
- Odpuść –
przerwał mi i nabrał w strzykawkę odpowiednią dawkę.
Roxane
przyglądała mi się ze sztucznym smutkiem wypisanym na twarzy.
Pokręciła głową i ułożyła dłonie na policzkach. Z ruchu jej
warg wyczytałam krótkie „I co teraz?”.
Zaczęłam się
denerwować, miałam ochotę wstać, zacząć go szukać, wołać.
Może coś mu się stało. Muszę się dowiedzieć. Spojrzałam na
strzykawkę, którą Jeff przygotowywał do wbicia w moją błękitną
żyłę. One wygrywają w każdym przypadku... Dowiem się jutro,
teraz chcę już nie czuć nic oprócz zatracenia. Z jednej strony
uwielbiam ten stan, z drugiej nienawidzę. Chciałabym być normalna,
ale nie czas teraz na tego typu rozmyślenia. Przypomniałam sobie
sytuację w tunelu. Moja złość wróciła.
Potrzebuję
tego więcej.
- Ale... -
Przerwałam Jeffowi rytuał. - Brad zawsze nabierał mi więcej
– skłamałam.
-
Naprawdę? - Był bardzo zdziwiony. Bałam się, że nie uwierzy, ale
dlaczego miałby mi nie wierzyć? - Zdaje
mi się, że ostatnio
podawałem ci tyle.
-
Dziesięć mililitrów więcej – wzruszyłam ramionami.
Doskonale
wiedziałam co robię, doskonale wiedziałam, że łamię własną
obietnicę, ale nie potrafiłam się temu oprzeć. Za dużo we mnie
złości, potrzebuję więcej ukojenia.
To
się dzieje naprawdę.
Za chwilę przyjmę większą dawkę.
Czuję wątpliwości...
Alex, chcesz tego.
Przyglądałam
się jak Jeff nabiera więcej narkotyków, czując ogromne
zdenerwowanie. Co ja robię? Właśnie się niszczę, ale przecież o
to w tym chodzi. Od samego początku o to chodziło. Narkotyki to
wyrok śmierci. Od początku to wiedziałam. W końcu i tak się
zniszczę, co za różnica czy prędzej, czy później. I tak się
zniszczę.
Alex, myślałam, że chcesz z tego wyjść. Byłaś
taka silna. Taka pewna siebie, że nie weźmiesz więcej. Nie
pamiętasz jak sobie obiecałaś, że z tego wyjdziesz? Czy przez
więcej emocji jednego, przypadkowego dnia chcesz to
zniszczyć?
Kłóciłam się sama ze sobą długi czas, ale już
było za późno.
Jeff przyłożył strzykawkę do lewej ręki.
Szybko znalazł dobre miejsce do wkłucia igły. Przyglądałam się
dokładnie jak substancja wpływa do mojego krwiobiegu.
Czy ja
naprawdę dobrowolnie poprosiłam o więcej?
Już za późno,
większa dawka już rozpływa się w mojej krwi.
Do czego ja
doprowadziłam...
_____________________________________________________
Oto
kolejny, osobiście uważam, że jest gorszy od pozostałych, ale nie
jest chyba tak źle, hm?
Taki prezent ode mnie dla Was z okazji urodzin Liama (One Direction gdyby ktoś nie wiedział oki)
Tylko tak dodam, że jeśli nie
komentujecie, mam wrażenie, że wam się nie podoba... :(
Do
następnego
świetny rodział!!!czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńCudny! O co chodzi Justinowi.?! Frajer z niego
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział jak każdy <33333333
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać twoje wypociny <333
Bynajmniej nie jest gorszy! Jest równie dobry, żeby nie powiedzieć cudny, podobnie jak pozostałe rozdziały 😃
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się małą ilością komentarzy - niestety większość ludzi jest za leniwych, aby coś po sobie pozostawić 😢
Do następnego,
Buziaki ❤
wiesz co sie dzialo ze mna po przeczytaniu tego rozdzialu.
OdpowiedzUsuńjest naprawde swietnie napisany..x
;)
OdpowiedzUsuńJeny,genialne!!
OdpowiedzUsuńgenialne! czekam na następny;*
OdpowiedzUsuńAle z Justina dupek. Kim w ogóle był ten facet?! Uch... Proszę dodaj następny ♥!
OdpowiedzUsuńkiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuń??
Usuńniedługo x
UsuńCzekam na next. Kiedy będzie?
OdpowiedzUsuń