niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 5

Poczułam jak moje serce przyspiesza. Wyraźnie czułam jego bicie. Wpuściłam powietrze do moich płuc i nie pozwoliłam mu uciec. Wypuściłam je dopiero kiedy zdałam sobie sprawę, że się duszę. Nie wiedziałam jak powinnam zareagować. Owładnęło mną dziwne uczucie wstydu, zażenowania, zdenerwowania i zdemaskowania jednocześnie. Chcąc zakryć włosami zaczerwienioną twarz, przeniosłam wzrok na moje bose stopy. Dreszcze przebiegły przez całe moje ciało. Byłam zbyt zawstydzona, żeby być z nim teraz sam na sam w tak małym pomieszczeniu. Chłopak widząc moją reakcję poluzował palce zaciśnięte wokół mojej ręki, dzięki czemu mogłam swobodnie ją zabrać. Starając się nie spojrzeć na niego, odwróciłam się na pięcie i udałam się w stronę drzwi. Przekręciłam kluczyk i bez słowa wyszłam z łazienki. Rozejrzałam się szybko, czy gdzieś nie czeka na mnie Rox, jednak na moje szczęście nie czekała. Mam nadzieję, że przejdzie jej złość zanim ponownie na siebie trafimy, a zdarza się to dość często. Chciałam się przed nim schować. To była moja pierwsza myśl. Nie chcę go teraz widzieć, nie chcę żeby widział mnie, nie chcę z nim rozmawiać. Wolałam kiedy nie wiedziałam jak wygląda i kiedy nie wiedział gdzie mieszkam. Nie żebym była rozczarowana tym jak wygląda, bo jest naprawdę zadbany i na pierwszy rzut oka, wygląda na porządnego człowieka. Więc dlaczego zajmuje się dostarczaniem narkotyków? Co jeśli to faktycznie jakiś psychopata i będzie mnie nachodził? Alex, gdyby był psychopatą, zabiłby cię już pierwszego spotkania. Miał zbyt spokojny wyraz twarzy, chyba że to taka przykrywka. Dlaczego to się musiało tak potoczyć. Jednak gdy o tym pomyślę, gdybym mogła cofnąć się w czasie i spotkać go ponownie pierwszego dnia w tunelu, postąpiłabym tak samo. Rozmyślałam na tyle intensywnie, że nie zorientowałam się nawet kiedy zdążyłam wyjść przed dom i usiąść na schodach prowadzących do drzwi. Nie byłam zbyt grubo ubrana. Przyciągnęłam kolana bliżej klatki piersiowej. Dłoniami pocierałam ręce chcąc, żeby zrobiło mi się cieplej.
On właśnie w tym momencie jest w środku. Jest w moim domu, zapoznał się już z moją „rodziną”. Przynajmniej ten krok mamy za sobą. Właściwie to dobrze, czy źle, że wie gdzie mieszkam? To dobrze, że już wie jak wyglądam? Ja też już wiem jak on wygląda. Bardzo ładnie wygląda. 
Czy powinnam dalej chodzić na te spotkania? Czy powinnam dalej z nim rozmawiać? Czy powinnam rozwijać tą znajomość? Może on nie będzie tego chciał...
Podskoczyłam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się szybko, bojąc się, że to on. Jednak był to Brad. Był bardziej skupiony na swoim telefonie komórkowym, niż na tym, że siedzę na schodach. Zauważył mnie dopiero kiedy zatrzasnął za sobą drzwi i odwrócił się, by zejść po schodach. Zmarszczył brwi, a palce którymi wystukiwał coś na ekranie telefonu – zatrzymały się.
- Dlaczego siedzisz tu s...
- A dlaczego nie? - przerwałam mu szybko i posłałam nawet całkiem szczery uśmiech.
Zamyślił się trochę, ale nadal patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Jakby próbował wzrokiem przekonać mnie do tego, żebym powiedziała mu o co chodzi. O nic nie chodziło... 
Westchnął ciężko w geście poddania, schował telefon do kieszeni swoich podartych jeansów i przysiadł na schodach obok mnie. Był na tyle blisko, że nasze kolana stykały się lekko.
- Przeziębisz się – stwierdził nagle, przerywając dziwną ciszę.
- Nie wiedziałeś co powiedzieć, prawda?
- Chciałem spytać, czy coś się stało – westchnął ponownie. - Nie jestem jednak pewien, czy mi odpowiesz na to pytanie. Więc może spytam tylko, czy długo tu siedzisz.
- Nie, dopiero wyszłam – powiedziałam po czym położyłam głowę na jego ramieniu. Zdziwiłam się kiedy ułożył na niej swoją głowę.
- Mamy gościa, a ty wychodzisz z domu... Nieładnie z twojej strony.
- A ty? - oburzyłam się i podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Cóż, miałem iść do sklepu po jedzenie. Wiesz – nagły przypływ gotówki.
- Mogę iść z tobą? - spytałam bez zastanowienia, ale nie żałowałam, że o to spytałam. Mogłam się stąd wyrwać i nie wchodzić w drogę... jemu.
Brad kiwnął niemo głową i podniósł się. Podał mi ręce i pociągnął w górę, abym również wstała. Mieszkaliśmy na osiedlu pełnym domków i mimo, że znaliśmy je bardzo dobrze, bo mogłam z zamkniętymi oczami powiedzieć jak będzie wyglądał każdy domek, który miniemy, szliśmy i zachwycaliśmy się nimi. Jeden, że ma bardzo ładny ogród, drugi kolor, trzeci zaś ma bardzo ładny balkon, kolejny bardzo ładne drzwi wejściowe... I tak zeszła nam nasza podróż do sklepu osiedlowego. Brad otworzył przede mną drzwi. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, oznajmiającego, że przyszedł klient. Przywitaliśmy się ze znaną nam bardzo dobrze sprzedawczynią. Spojrzała na nas zza gazety, którą aktualnie przeglądała i posłała nam przyjazny uśmiech. Mimo swojego wieku, była bardzo otwartą kobietą i muszę przyznać, że o wszystkim można było z nią porozmawiać. Nie była taką typową plotkarą, jak te wszystkie starsze sprzedawczynie, które rozpowiadają każdej mniej lub znanej klientce wszystko, co usłyszą. Ba! Nawet dopowiedzą kilka nieprawdziwych słów, czy nawet zdań dając początek typowej plotce.
Brad pchnął mnie lekko w stronę regałów. Patrząc na te wszystkie półki, miałam ochotę wrzucić do koszyka wszystko, co wpadłoby mi w ręce. Dawno nie jadłam dobrego, porządnego jedzenia... Jeszcze jakby było takie domowe, zrobione przez mamę, albo kogokolwiek bliskiego. Tęsknię za tym. Brałam do rąk rzeczy, które najbardziej lubiłam i podchodziłam do Brada ze słodkimi oczkami. Nawet nie musiałam zadawać pytania, od razu wiedział o co chodzi. Czasami przewracał oczami i po prostu mówił, że możemy to kupić, a czasem mówił stanowcze „nie!”. Wtedy odchodziłam ze smutną miną i odkładałam rzecz na miejsce, mając cichą nadzieję, że może mój smutny wyraz twarzy jakoś go przekona. Na darmo.
- Podobasz mu się – powiedział nagle, czytając etykietę na opakowaniu babeczek. Minę miał na tyle skupioną, że przez chwilę zdawało mi się, że nic nie powiedział, i że po prostu się przesłyszałam.
- Hm? - spojrzałam na niego zdezorientowana. Ze zdziwienia upuściłam na podłogę paczkę tych samych babeczek. Niezgrabnie podniosłam ją i odłożyłam na półkę.
- Czy wszystko w porządku? - odwróciliśmy się oboje za siebie i zauważyliśmy sprzedawczynię, wychylającą się zza innego regału. - W czymś pomóc?
- Nie, nie. Koleżanka upuściła pudełko, ale na szczęście nic się nie zniszczyło. Obiecuję, że będę trzymał ją z dala od produktów w szklanych opakowaniach, albo nawet od wszystkich innych – powiedział dosyć poważnym tonem, jednak było słychać, że sobie żartuje. - No wie pani... Jest trochę narwana – dodał szeptem, ale i tak zdołałam to usłyszeć. Odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem na ustach, po czym zaczął się śmiać, wrzucił opakowanie do koszyka i poszedł dalej. 
Uderzyłam go w ramię, po czym burknęłam ciche „kretyn”. Brad już nic nie powiedział, ale byłam bardzo ciekawa o co mu chodziło. I miałam zamiar się tego dowiedzieć.
- O kim mówiłeś? - spytałam, starając się brzmieć bezinteresownie, jakby mnie to wcale nie obchodziło...
- Tak bardzo cię interesuje, komu mogłaś wpaść w oko, prawda? - zaśmiał się, wrzucając kilka puszek piwa do koszyka. 
- Nie masz może dosyć tego piwa? - skrzywiłam się. 
- Próbujesz zmienić temat – stwierdził, po czym skrzyżował ręce na piersi.
- Nie prawda! Uważam, że powinieneś przystopować z piciem. Zrób sobie przerwę, za kilka dni będzie smakowało o niebo lepiej. 
- Ja mogę zrobić przerwę, ale nie tylko ja pije w domu. Ciekawe czy namówisz na to pozostałych – powiedział dosyć chamskim tonem.
- Rzucasz mi wyzwanie? - zmarszczyłam brwi. - Zresztą nieważne. Odpowiesz czy nie?
- Justinowi – westchnął.
A więc tak miał na imię... 
W tym momencie chłopak dziwnie na mnie spojrzał. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
- Powiedziałam to na głos?
- Tak – odpowiedział szybko, kończąc temat. Dla mnie lepiej, poczułam jak się czerwienię i byłam mu trochę wdzięczna, że odpuścił swoje zbędne komentarze. 
Ale ja nie chciałam za bardzo go kończyć.
- Um, a czemu tak sądzisz? - naprawdę chciałam to wiedzieć, jednak nie chciałam, żeby pomyślał, że jestem wścibska, ciekawska, czy nie wiem jeszcze jaka.
- Alex, odpuść! - odwrócił się gwałtownie, a z wyrazu jego twarzy mogłam odczytać tyle, że najchętniej by mnie uderzył, żebym przestała zadawać pytania. Nie przestraszyłam się go, nie musiałam się go bać, ufałam mu. Byłam jedynie zaskoczona, pierwszy raz zdarza mi się widzieć u niego taką emocję. Rzadko okazywał jakąkolwiek negatywną emocję, ale tym razem mogłam to nazwać negatywną emocją do potęgi. Nagle zdałam sobie sprawę...
- Jesteś zazdrosny! - krzyknęłam, uśmiechając się szeroko. Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam. - Nawet nic nie mów, czuję to i widzę.
Machnął na mnie ręką, odwrócił się i udał się do kasy z pełnym koszem jedzenia i picia. Było tam nawet trochę rzeczy związanych z pielęgnacją. Typu wilgotne chusteczki, waciki, patyczki do uszu. To były naprawdę duże zakupy. Nie wiem, jak my to wszystko przyniesiemy do domu. Szczerze mówiąc widząc tyle zakupów, nawet nie chciałam wiedzieć, ile Brad za to zapłaci, więc zwyczajnie wyszłam ze sklepu, na świeże powietrze. Postanowiłam poczekać na niego tutaj.
Po niedługim czasie pojawił się w drzwiach sklepu, z dużą ilością siatek w dłoniach.
- Może byś pomogła? - powiedział z jadem w głosie. Znowu ten ton. Co ja mu zrobiłam do cholery.
- Nie dąsaj się – jęknęłam zawieszając ręce na biodrach. Rzucił mi rozzłoszczone spojrzenie, na które odpowiedziałam prychnięciem. Podeszłam i wzięłam od niego cztery siatki. Nie były zbyt lekkie, nawet bałam się, że porwą się w drodze do domu, a wtedy musiałabym wszystko nieść w rękach...
Przez większość drogi wzdychałam, gwizdałam i ciągle spoglądałam na Brada. Nie wiem, dlaczego tak reaguje i jest taki rozdrażniony. Może brakuje mu narkotyków? Mam nadzieję, że się mylę, może i narkotyki to bagno, z którego się nie wychodzi, ale nie dopuszczam do siebie wiadomości, że mój przyjaciel mógłby zwiększać dawki, a w końcu umrzeć. 
- No dobra, dobra powiem ci, ale przestań! - krzyknął zrezygnowany. Odłożył siatki na chodnik, westchnął ciężko i zaczął wyliczać. - Po pierwsze, zawiesił wzrok na tobie, kiedy się zobaczyliście, po drugie był bardzo pewny siebie, ale gdy zobaczył ciebie, trochę się speszył i wyciszył, po trzecie prawie w ogóle się nie uśmiechał, do czasu kiedy wyszłaś z tego pokoju, po czwar...
- I tylko ty zauważyłeś to wszystko? - zaśmiałam się i uniosłam brew.
- Tak, bo tylko mi zależy na tobie na tyle, żeby trzymać cię z dala od takich ludzi.
- Jakich?
Moje pytanie jakby zbiło go z tropu, zmieszał się, plątał mu się język, nie mógł nic powiedzieć, a właściwie nawet nie wiedział co ma powiedzieć. 
- Nawet go nie znasz – burknął pod nosem. Podniósł reklamówki z chodnika i ruszył przed siebie. Przez chwilę stałam w miejscu, obserwując jak się oddala. Jednak w końcu odwrócił się, spytał czy idę, czy zostaję, na co potrząsnęłam lekko głową i dogoniłam go. 
Nie mówiłam już nic, zatraciłam się w moim umyśle, gdzie wirowało milion myśli naraz, przeplatały się pomiędzy sobą, tworząc jedno wielkie zamieszanie w mojej głowie.
Nawet nie zauważyłam, kiedy doszliśmy na miejsce. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam nasz skromny domek. Brad puścił mnie przodem dróżką do drzwi. Nacisnęłam niepewnie klamkę jednocześnie zastanawiając się czy Justin gdzieś tam jeszcze jest, czy może poszedł już do domu. Wychyliłam się zza framugi drzwi salonowych, o ile można to pomieszczenie nazwać salonem, może bardziej „pokój gościnny”. Rozejrzałam się i mój wzrok nie spotkał nikogo oprócz Jeffa. Trzymał w dłoni puszkę piwa i oglądał swój ulubiony teleturniej. Nie mam pojęcia o co w nim chodziło, w każdym razie dla mnie był głupi, więc nawet nie spojrzałam na ekran telewizora. Obojętnie przeszłam przez pokój i znalazłam się w kuchni. Odłożyłam siatki na blat i usiadłam na stołku. W jednej z nich odnalazłam czekoladowego rożka, którego kupił mi Brad. Otworzyłam ostrożnie mojego loda i zwyczajnie zaczęłam go jeść. Jeff z Bradem zaczęli rozpakowywać zakupy. Na szczęście Jeff nie wydawał się być zły na to jakie produkty wybraliśmy. Bardzo ucieszył się z babeczek, a kiedy usłyszał, że był to mój pomysł, podszedł i przybił mi żółwika. To nie w jego stylu...
Skończyłam jeść mojego rożka, a że miałam dziwne wrażenie, że jestem lekko ubrudzona, udałam się do łazienki. Odkręciłam kurek, opłukałam twarz zimną wodą po czym starannie umyłam zęby. Uwielbiam to uczucie czystości i świeżości zaraz po umyciu zębów. Spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie pokoju gościnnego i na który miałam bardzo dobry widok. Zbliżała się pora mojego spaceru. Od niedawna to moja ulubiona pora dnia. Kiedyś była to pora zażycia narkotyków, ale to był okres, kiedy byłam tym tak bardzo zafascynowana, byłam całkiem nowa, to też było dla mnie nowe. Czekałam na tą jedną godzinę z niecierpliwością każdego dnia. Teraz już jestem przyzwyczajona, że to uczucie wraca do mnie każdego dnia o tej samej porze, teraz to po prostu jest rutyna. Nic nadzwyczajnego. 
Wyszłam z łazienki i zatrzymałam się w przedpokoju. Sięgnęłam po szczotkę, która leżała niedaleko lustra. Przeczesałam moje średnio gęste ciemne włosy. Spojrzałam przez okno i zauważyłam ciemne chmury zbierające się nad miasteczkiem. Chmury mnie nie powstrzymają. Nałożyłam na głowę zwykłą szarą czapkę, zarzuciłam skórzaną kurtkę, zapięłam do połowy, a na szyi znalazł się mój ulubiony szary komin, kolorem zbliżony do koloru czapki.
- Mogłabyś chociaż uprzedzić, że gdzieś wychodzisz – usłyszałam obok głos Toby'ego. Skąd on się tu do cholery wziął? - Znikłabyś bez słowa i wszyscy by się zamartwiali gdzie się podziewasz.
- Nawet byście nie zauważyli, że wyszłam, prawda? - odpowiedziałam starając się wyglądać obojętnie, w środku jednak poczułam lekkie ukłucie. Posłał mi bardzo dziwne spojrzenie, którego nie potrafiłam odczytać. - Nieważne, tak mi się powiedziało – machnęłam ręką.
Toby wzruszył na to tylko ramionami i zniknął za drzwiami łazienki. Coraz bardziej rozmowny jest ten chłopak. Mimo wszystko coraz więcej do mnie mówi, nie wiem jak do innych... Tak naprawdę w ogóle nie mam pojęcia co się dzieje z nimi wszystkimi i co wszyscy mieszkańcy tego domu w ogóle robią na co dzień. Mam wrażenie, że każdy jest zwyczajnie zajęty sobą. Nie chcę się bawić w filozofa.
Poprawiłam kaptur mojej kurtki, spojrzałam na swoje odbicie ostatni raz i udałam się do drzwi. Co jeśli on nie pojawi się dzisiaj w tym tunelu? Poczuje się głupio i żałośnie. Nie wiem co dalej będzie z nami. Czy są w ogóle jacyś „my”? Mimo stresu, bardzo chcę się dowiedzieć.
Zatrzasnęłam drzwi, wsadziłam dłonie do kieszeni kurtki i ruszyłam przed siebie.

Najwyższa pora się przekonać, czy Justin chce kontynuować tą znajomość.

________________________________


Jak myślicie, czy Jus przyjdzie na spotkanie?

Chciałabym was spytać, czy nie uważacie, że rozdziały są zbyt krótkie? Powiem szczerze, że nie łatwo jest napisać długi rozdział, ale jeżeli sądzicie, że są one zbyt krótkie i tak jakby hm „nie zaspakajają waszych potrzeb” to dajcie mi znać, w miarę możliwości postaram się coś z tym zrobić x

Wiem, że w rozdziałach dzieje się zwykle to samo, są dosyć do siebie podobne i możecie uważać, że są zwyczajnie nudne, ale nie chcę, żeby akcja zbyt szybko się rozkręciła...

@nestelek

PS: Tak bardzo dziękuję za taką liczbę wejść, komentarzy i dziękuję, że z każdym dniem was tu przybywa nifdnsjn its awesome! Nawet nie wiecie ile to daje motywacji, szczęścia i przede wszystkim emocji haha! x

6 komentarzy:

  1. zajebiste,prosze szybko o dalsza czesc (najlepiej dluzsza!) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze się ze fabula tego bloga jest całkiem inna.
    Rozdział genialny i czekam na nn, mam nadzieje z szybko dodasz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jus musi się pojawić! 😃
    Może i rozdziały nie są za długie ale dodajesz je dość często wiec jak dla mnie jest spoko 😊
    Niby nie wiele się tu póki co dzieje ale i tak juz jestem zagorzałą fanka 😍
    Do następnego ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Doskonały rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże! Uzależniłam się od twoich wpisów. Oby Justin przyszedł, to było takie... hmmm słodkie? Kiedy Brad powiedział, że Alex podoba się Justinowi. Ach, ciekawe co dalej. Masz wielki talent i wspaniały pomysł z tym blogiem. Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisz dalej!! Jestes swietna!! Czekam na nastepny rozdzial!!

    OdpowiedzUsuń