niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 1

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie. Byłam zmuszona nałożyć kaptur na głowę, mimo że tego nienawidziłam, było mi tak niewygodnie. Deszcz padał już od paru dobrych godzin, coraz bardziej się nasilając. Pogoda nie powstrzyma mnie przed wieczornym spacerkiem, przynajmniej godzinę dziennie przeznaczałam na samotny spacer. Dlaczego? Mieszkam w domu z sześcioma chłopakami i jedną dziewczyną, z którą się nienawidziłam i prawda jest taka, że nie raz się pobiłyśmy. Nie raz było tak, że miałam okaleczoną twarz, ręce, nogi, lub byłam podrapana, nie ukrywam, że dziewczyna miała długie i ładne paznokcie. O co się biłyśmy? Zazwyczaj było to z jej winy. Chłopcy traktowali mnie jakby to ująć... ulgowo. Byłam z nich najmłodsza, poza tym nie byłam aż tak wprawiona. Nie miałam pracy, więc nie miałam też jak płacić za towar, więc oni składali się na towar dla mnie. Miałam póki co darmo. Kiedyś im to oddam, na pewno. Dziewczyna zawsze mi tego zazdrościła. Poza tym miałam większe branie u nich. Czysta zazdrość z jej strony.
Prawie codziennie po zażyciu tego świństwa, które nazywa się narkotyki, szłam z jednym do łóżka. Tak po prostu się przyjęło. Za każdym razem był to ktoś inny. Kiedyś nawet spróbowałam tego z nią. Wtedy jeszcze nie było między nami tak źle, ale nie będę zdradzać szczegółów naszej łóżkowej przygody. Wracając, zawsze było tak, że bili się o to kto ma iść ze mną na górę, wiadomo po co. Ona siedziała w kącie, ją mieli w dupie. Nie wiem, może nie była tak dobra? Nie obchodzi mnie to. Więc z tą oto dziewczyną, której na imię Roxane, nie mogłam o niczym porozmawiać. Ani o problemach, ani o tych dobrych rzeczach, sytuacjach. Nie miałam jako takiej przyjaciółki, z którą mogłabym porozmawiać o damskich sprawach. Miałam jedynie przyjaciela. Był to jedyny z tych sześciu chłopaków, z którym nigdy nie poszłam do łóżka po zażyciu. Po prostu z przyjacielem nie mogłam. Wstydziłabym się przed nim nawet rozebrać...
Wracając. Od paru dni w domu trwały kłótnie. Powoli brakło nam pieniędzy na towar, ponieważ każdy z nich zaczynał brać coraz większe dawki. Ja jak na razie, nie brałam zbyt dużo. Chciałabym z tym skończyć, ale sama nie dam rady. Mój przyjaciel nie będzie w stanie mi pomóc, bo sam bierze. Czasami boję się, że go stracę, nie jest z nim za dobrze. Staram się zażywać zawsze te same dawki. Póki co idzie mi dobrze i mam nadzieję, że tak to się utrzyma. Nie mam zamiaru zwiększać dawek. Kiedyś rozmawiałam z jakimś kolesiem od odwyków. Powiedział mi, że jeżeli mam w głowie świadomość tego co robię, wiem, że źle robię i staram się brać zawsze takie same porcje, to i tak jest dobrze. Powiedział, że będzie trzymał za mnie kciuki, żebym to rzuciła. Gówno prawda, na pewno zapomniał już o mnie, że istnieję i że potrzebuję pomocy.
Nie chciałam uczestniczyć w tych kłótniach, więc gdy tylko się zaczynało, wychodziłam z domu. Potrafiliśmy wytrzymać parę godzin bez narkotyków. Właściwie to wstrzykiwaliśmy je sobie raz dziennie. Zawsze po osiemnastej siadaliśmy w kółku i zażywaliśmy. Jeżeli ktoś miał chcice rano, po prostu brał sam u siebie w pokoju, czy gdziekolwiek indziej. Nie obchodziło nas to. Tak oto wygląda moje życie, przynajmniej jak na razie.
Najgorsze było to, że straciłam dziewictwo praktycznie z jednym z tych ćpunów. Wyobrażałam sobie zawsze, że ten dzień będzie najpiękniejszy w moim życiu, a okazał się on szarym, nudnym wtorkiem. Ten koleś nawet chyba nie wiedział, że byłam dziewicą. Po prostu wzięłam swoją dawkę i przestałam kontaktować. Oddałam mu się bez oporów. Nie traktowałam tego jako mój „pierwszy raz”. Może i nie byłam dziewicą, ale dla mnie nie liczyły się te przypadki pod wpływem narkotyków. Mój prawdziwy pierwszy raz będzie wyglądał inaczej. Zrobię to z osobą, którą kocham i to będzie dla mnie owy pierwszy prawdziwy raz. Chcę to zrobić w końcu z miłości, a nie tak po prostu. Prawda jest taka, że to wyglądało zawsze tak samo. Ja leżałam po prostu na łóżku, a osoba, która właśnie sobie mnie „wygrała”, posuwała mnie. Zero przyjemności i jakichkolwiek uczuć. Może koleś miał przyjemność, ale ja nie. Nigdy nie odczułam jakiegoś specjalnego podniecenia... Tak jakby oni mieli w dupie, że stosunek oznacza przyjemność dla obu stron, a nie tylko dla ich zgorzkniałego penisa. Liczyło się dla nich tylko to, żeby sobie poruchać. To było przykre.
Przechodziłam właśnie parkiem. Gdzieniegdzie jakiś człowiek uciekał przed deszczem. Mi pogoda była obojętna, jeżeli chciałam być sama, musiałam wyjść z domu, bo do pokoju mógł mi w każdej chwili ktoś wejść. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie burzy, bo cholernie się jej boję, tak jak ciemności. Jak jeszcze mieszkałam z rodzicami, zawsze, gdy gasiłam światło i chciałam iść spać, przychodził do mnie tata i mnie molestował. Nie gwałcił, molestował. Zaraz po tym, gdy wychodził, przychodził do mnie mój starszy brat i mnie pocieszał. Gdyby nie on, prawdopodobnie bałabym się każdego przechodzącego człowieka. Miałabym o nich inne zdanie i być może byłabym innej orientacji seksualnej. Teraz nie miałam z nim kontaktu. Nie wiem gdzie mieszka, nie wiem co robi, ale wiem, że mnie kocha. Kontakt nie urwał się poprzez kłótnię, po prostu w pewnym momencie zmienił numer telefonu i przestaliśmy się ze sobą kontaktować. Moja mama popełniła samobójstwo po śmierci mojego taty. Wtedy zaczęłam brać, a mój brat nie mógł nade mną zapanować, ale kochał mnie nadal tak samo mocno. Wierzę w to, że on żyje i myśli czasem o mnie, że tęskni...
W momencie, kiedy już było mi zbyt zimno, postanowiłam wracać do domu. Czułam jak powoli mojemu organizmowi brakuje narkotyków, moje ręce zaczęły się trząść. Mogło to być z zimna, ale w takim wypadku trzęsłabym się cała, miałabym dreszcze, a teraz trzęsły mi się tylko ręce. Mój mózg nie pracował. Właściwie szłam do domu, nie myśląc o niczym. Gdy przeleciał jakiś ptak, myślałam nad sensem życia zwierząt. Filozofuję.
Wyszłam w końcu na długą, prostą drogę, w trakcie której znajdowały się dwa niewielkie tunele. Były przerażające, ale w tym momencie miałam wszystko w dupie. Nawet za bardzo nie wiedziałam, że w tych tunelach jest ciemno i praktycznie nikogo nie ma. Nie miałam tego na uwadze. Rozglądałam się naokoło siebie w poszukiwaniu czegoś ciekawszego niż tylko pojedyncze drzewa. Znałam tą drogę jak własną kieszeń i wiedziałam, że nie będzie nigdzie nic interesującego, czym mogłabym zapełnić myśli, ale i tak uparcie tego szukałam. Coś jak ciągłe zaglądanie do szafek, w celu znalezienia czegoś słodkiego.
Pozostało mi parę kroków do pierwszego tunelu. Nie był jakoś bardzo ciemny, bo od dwóch stron wpadało światło dnia. Zauważyłam nagle postać idącą naprzeciwko mnie. Ręce miał schowane do kieszeni, a głowę zakrytą kapturem. Nic dziwnego, przecież padało. Zaraz mieliśmy się minąć, kiedy chłopak szybko obejrzał się za siebie i chwilę potem czułam jak przygważdża mnie do ściany tunelu jedną ręką, drugą nadal trzymając w kieszeni. Może bym krzyczała, ale zważając na to, iż nikogo w pobliżu i tak nie było, a moje ciało i wszystko inne nie słuchało głosu serca ani rozumu, siedziałam cicho. Kciukiem pogładził mnie po linii mojej szczęki, chwycił delikatnie mój podbródek, przybliżając się do pocałunku. To było takie słodkie, ale zaraz... Człowieku, jesteś gwałcicielem, czy kim? Nie rozumiałam nic z tego, ale mimo wszystko czekałam aż to zrobi. Był dla mnie taki opiekuńczy. Nasze usta się spotkały w zajebiście delikatnym pocałunku. Ledwo stykaliśmy się ustami. Ledwie musnął swoimi wargami moje. Przejechał językiem po mojej górnej wardze, na co ja cicho jęknęłam. Po chwili wsunął język do środka. Zmieszany smak papierosów i piwa był bardzo ciekawym połączeniem. Przez parę sekund nasze języki walczyły o dominację, ale olałam to i oddałam mu się. Gdzieś czułam, że ten chłopak nie byłby w stanie zrobić mi krzywdy.
Odsunął się ode mnie na parę milimetrów i wsadził wolną rękę do kieszeni.
- Uważaj na siebie – szepnął jedynie w moje usta.
To było naprawdę... dziwne i fascynujące.
Odszedł, zostawiając mnie na pustym chodniku, zdaną samą na siebie. Czyli jak zawsze. Przez chwilę miałam ochotę pobiec za nim, zapytać kim jest i dlaczego tak się zachował, ale powstrzymałam się. Potrzebuję teraz narkotyków...
Dalsza wędrówka odbyła się już bez żadnych niespodzianek. Mokłam dalej, w głowie mając jedynie tajemniczego nieznajomego. Po jakimś czasie dotarłam do domu. Już na wejściu czułam podły wzrok Roxane na moim ciele. Zazdrosna ździra. Siedziała rozwalona na kanapie, pomiędzy Jeffem, a Bradem. Ubrana w jakąś mini i krótką bluzkę, krótko mówiąc, dziwka do wynajęcia. Zresztą nie byłam lepsza, pieprząc się codziennie z którymś z chłopaków, ale nie ubierałam się jak łatwa szmata. Brad na mój widok wstał z kanapy i podszedł mnie przywitać. To właśnie był mój przyjaciel. Dzięki niemu zaczęłam brać, on mnie w to wciągnął. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Od niego się tego wszystkiego nauczyłam. Traktował mnie jak młodszą siostrę. Nieraz mi mówił, że gdyby wiedział ile będę dla niego znaczyła, nigdy by mi nie podał strzykawki z tym świństwem. Bałam się, że biedny kiedyś przedawkuje i że go stracę, ale póki co nie było z nim źle. Tak jak ja, miał jeszcze szansę na wyjście z tego, ale z naszych rozmów wywnioskowałam, że nie chce z tym skończyć.
- Idź do pokoju, przebrać się, bo nam zachorujesz – rzekł, po czym pocałował mnie w czoło.
- Nikogo to nie obchodzi, czy ta wywłoka będzie zdrowa czy chora – syknęła Roxane zza pleców Brada.
- Poprawka, CIEBIE to nie obchodzi, resztę tak – tym razem był to Jeff, który również przyszedł, aby mnie przywitać. Przytulił mnie krótko i wrócił do salonu.
Tak jak mówiłam, lub nie, traktowali mnie tu całkiem dobrze, byłam dla nich jak siostra, o którą byli zmuszeni dbać, mimo że nikt ich do tego nie zmuszał. Roxane przewróciła na mnie oczami, czego nienawidziłam. Ta szmata nie będzie na mnie oczami przewracać, o nie. I w dupie mam, że jestem od niej mniejsza, młodsza i słabsza. Wyminęłam Brada i jak tylko najmocniej potrafiłam, uderzyłam ją w twarz. Ten policzek już od dawna jej się należał.
Dziewczyna, cała czerwona ze złości, odpowiedziała mi tym samym i po chwili zaczęłyśmy się bić. Robiłyśmy to mniej więcej dwa razy dziennie, a reszta zawsze musiała nas rozdzielać.
- Nie pozwolę sobie, żeby ta szmata mnie dotykała! - wrzasnęła Roxane, kiedy została ode mnie odsunięta.
- Ja sobie nie pozwolę, żebyś przewracała na mnie oczami.
- Dziewczyny! Możecie przestać już się bić o byle gówno! - wkurwił się Jeff.
- Ona zaczęła! - broniłam się.
- A ty musiałaś skończyć, prawda? Mogłaś być od niej mądrzejsza i ją olać.
Westchnęłam głośno i postanowiłam ich zostawić. Poszłam do swojego pokoju. Właśnie, swojego. To był kolejny powód zazdrości Roxane. Jako jedyna w tym domu miałam pokój tylko dla siebie. Reszta dzieliła pokój z kimś. Nie miała powodu do zazdrości, mieszkałam w małej klitce właściwie. Nie był to jakoś specjalnie duży pokój. Około trzy metry na trzy, więc, jak mówiłam, nie był duży, ale go lubiłam.
Zrzuciłam z siebie te mokre rzeczy i nałożyłam suchą zwykłą koszulkę i krótkie spodenki. Włosy wytarłam jedynie ręcznikiem, nie lubię suszarek.
- Idziesz? - spytał Nick, wchodząc do pokoju.
- Na dół? Jasne, już cała dygoczę.
Na myśl, że zaraz zabiję „głód”, mały uśmiech wkradł się na moją twarz. Zeszliśmy oboje na dół. Wszyscy już siedzieli w kółku, jak zawsze. Usiadłam pomiędzy Bradem, a Trevorem i czekałam na napełnioną już strzykawkę. Nie mam pojęcia czemu, ale zawsze ktoś za mnie napełniał strzykawkę. Jakby się bali, że sama sobie za dużo nabiorę. Dostałam już swoją naładowaną strzykawkę i już miałam sobie wkłuwać, kiedy przerwał mi Brad.
- Alex, czekaj.
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Chyba nie zamierzał zakazać mi zażycia dzisiejszej porcji?
- Nie, nie, spokojnie. Chodzi mi tylko o to, że na lewej ręce nie masz już gdzie wkłuwać, a jeśli spróbujesz lewą ręką wbić się do prawej, możesz sobie zrobić krzywdę. Daj, ja to zrobię.
Posłusznie oddałam mu narzędzie i czekałam grzecznie, aż wstrzyknie mi zawartość do żył. Spojrzałam na lewą rękę i stwierdziłam, że chłopak ma rację. Jest już mocno napuchnięta i ma pełno ran, pochodzących od igieł. Później to sobie zabandażuję.
Poczułam lekkie ukłucie, co oznaczało, że Brad właśnie odnalazł dobre wejście do żyły. Parę chwil potem już nic nie czułam. Błogi spokój i odprężenie. Nie mogłam jednak zapomnieć o tajemniczym nieznajomym. Może dlatego, że nie traktowałam go jak problem, tylko jak prześmieszną i podniecającą przygodę. Oprócz tego jednego wydarzenia, wszystkie inne poszły w niepamięć. Właśnie dlatego uwielbiałam narkotyki, ale z drugiej strony wiedziałam, że kiedyś przez to umrę, nikt nie będzie za mną tęsknił, bo nikt już mnie nie będzie pamiętał, a co gorsza moi znajomi też już prawdopodobnie już będą pod ziemią, oprócz mojego brata, który błąka się gdzieś po świecie. On mnie nigdy nie zapomni. Prawda? Zawsze będę jego małą siostrzyczką o którą tak dbał.
Po paru minutach wszyscy już leżeliśmy na podłodze i nie przejmowaliśmy się niczym. Wiedziałam, że zaraz najprawdopodobniej przyjdzie ta pora, ale póki co nie myślałam o tym. Zresztą, zawsze miałam to w dupie, przyzwyczaiłam się. Wgapiona w sufit, nie przejmowałam rzeczywistością. Słyszałam jakieś ciche szepty gdzieś naokoło, ale sufit był tak bardzo fascynujący, że każdy pojedynczy odgłos, wpuszczałam jednym uchem i wypuszczałam drugim. Przymknęłam oczy i zaczęłam widzieć dziwne, wielobarwne obrazy.
- Ty, widzisz to? - szturchnęłam Brada. Mój głos bardziej przypominał jakiś nieznany mi bełkot.
- Nie, chyba nie...
Chwilę potem poczułam, jak ktoś podnosi mnie z podłogi i trzymając na rękach, gdzieś prowadzi.
Otworzyłam oczy i ujrzałam Toby'ego. Och, czyli dzisiaj jego kolej. W sumie to dobrze, jeśli miałabym zrobić ranking, z kim najchętniej bym „współżyła” (bo tego nie można nazwać współżyciem, skoro ja się nie liczę, tak?), on byłby pierwszy. Brad ostatni, z wiadomych już przyczyn. Zerknęłam w stronę chłopaków po raz ostatni. Roxane jak zawsze siedziała samotnie w ciemnym kącie, a reszta normalnie rozbierała mnie wzrokiem. Zazdrościli Toby'emu, było to zauważalne w ich minach. Za sekundę im przejdzie, przecież są naćpani, tak samo jak ja. Prawdopodobnie teraz będę się kochała z nim, a jutro rano nie będę pamiętać nawet z kim to robiłam...
Byliśmy już na górze, a chłopak po omacku szukał drzwi do swojego pokoju, on miał po prostu większe łóżko. Położył mnie, o dziwo delikatnie na materacu, układając się nade mną. Wpił się w moje usta, i bez zbędnych wstępów zsunął ze mnie spodnie razem z bielizną. Wykorzystałam chwilę, kiedy oderwaliśmy się od siebie, by rozpiąć guzik od jego spodni. Chłopak samodzielnie zdjął z siebie zbędne ciuchy i pewnym ruchem wszedł we mnie. Dyszałam cicho w jego szyję. Jęknęłam, gdy przygryzł płatek mojego ucha, na nic więcej nie mógł sobie pozwolić. Była zasada, że nie mogą robić mi malinek. Mieliśmy swoje zasady dotyczące stosunku, dziwne, co? Ale nic nie poradzę, tak było ustalone, jeszcze zanim tutaj zamieszkałam i zanim ich poznałam.
Przyspieszył ruchy, na co zaczęłam jęczeć trochę głośniej. Kilka pchnięć później było już po wszystkim, a ja jak zwykle nie czułam żadnego podniecenia. Czy ja w ogóle kiedykolwiek miałam orgazm? Prawdopodobnie, przez te chore zasady tak się czułam. Niespełniona. Pocałował mnie ostatni raz w usta, ubrał się i wyszedł.
Nie miałam zamiaru siedzieć tam dłużej. Założyłam na siebie szybko bieliznę i spodnie. Wyszłam z jego pokoju i udałam się do swojego, nie spotykając po drodze nikogo. Miałam nadzieję, że zdążę pierwsza do łazienki. Jeśli nie, to będę musiała brać prysznic w mojej obskurnej łazience, w której było trochę mało miejsca. Szybko chwyciłam byle jaką koszulkę, w której mogłabym spać, świeżą bieliznę i ręcznik. Na szczęście miałam łazienkę póki co dla siebie i mogłam w spokoju się wykąpać. Napuściłam do wanny ciepłą wodę wraz z pierwszymi lepszymi olejkami. Nie lubiłam się długo moczyć, z uwagi na te dziwne wzorki, które tworzyły się na opuszkach palców, podczas długich kąpieli. Narkotyki nadal robiły swoje i siedząc w wannie, chwiałam się jakbym miała chorobę sierocą. Chociaż kto wie, czy jej nie miałam.
Wyszłam z wanny po około piętnastu minutach. Pół starannie wytarłam mokre ciało i wycisnęłam z włosów wodę, na tyle, by z nich nie kapało. Gdy już byłam u siebie w pokoju, spojrzałam na zegarek i zdziwiłam się, kiedy okazało się, że jest trochę po dwudziestej. Narkotyki powinny działać jeszcze przez około parę godzin. Byłam jakoś kurewsko śpiąca, więc nie przejmując się niczym, postanowiłam iść spać. Położyłam się i w parę sekund odechciało mi się spać. Znacie to? Wierciłam się przez jakiś czas na łóżku, z lewego boku, na prawy, z prawego na brzuch i z brzucha na plecy. Przez działanie narkotyków nie miałam poczucia czasu. W mojej głowie pojawiły się obrazy „tajemniczego nieznajomego”. Wyobrażałam sobie jak mógł wyglądać. Blond włosy i niebieskie oczy, czy może brunet o brązowych oczach. Może jeszcze inaczej – brunet o zielonych oczach...
Miałam cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś go spotkam.
________________________________________
Zapraszam na rozdział pierwszy właściwie wprowadzający.
Mam nadzieję, że się spodoba :)

@Nestlee_x3

6 komentarzy:

  1. Zarówno to jak i Twoje drugie opowiadanie jest poprostu cudowne.Masz kochana niesamowity talent !!!
    A co do tego opowiadania to niesamowicie mnie zaciekawiłaś i na pewno będę czytać dalej !
    Kocham ;-*
    Zapraszam również do mnie
    the-other-side-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z koleżanką Paulą. Twoje oba opowiadania są cudowne. Masz fantastyczny talent do pisania, tworzenia historii. Ta jest zupełnie inna o tych wszystkich i na prawdę przyjemnie się czyta. Mam nadzieję, że ta dziewczyna wyjdzie z tego. Opisujesz to tak realistycznie, że wszystko da się łatwo wyobrazić i przenieść do miejsca akcji. Na prawdę zazdroszczę Ci talentu! Pozdrawiam i zapraszam do siebie. http://everyone-be-in-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacyjne :d
    Bardzo mi się podoba
    Informuj mnie o nn ;)
    + Zapraszam do mnie na Epilog http://i-will-give-you-everything.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Z góry przepraszam za spam i zapraszam na: http://friends-with-benefits-translate.blogspot.com/
    Pozdrawiam~Lady Morfine <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe i PODOBA MI SIĘ. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń