środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 2

Obudziły mnie jakieś krzyki z dołu. To pewnie Brad i Roxanne znowu się kłócili. Brad tak samo jak ja jej nienawidził. Chociaż, kto wie, być może nikt jej tu nie chciał. Wkurwiłam się, bo wiedziałam, że już nie uda mi się zasnąć, a była dopiero siódma. Właściwie i tak długo spałam, bo o której mogłam zasnąć. O dziesiątej najpóźniej.
Leniwie podniosłam się z łóżka i skierowałam się w stronę komody, aby znaleźć sobie ciuchy na dzisiejszy poranek. Zapowiadało się na kolejny szary, deszczowy dzień. Lubię taką pogodę. Może dlatego, że sama nie jestem zbyt szczęśliwa na co dzień. Bo z czego miałabym się cieszyć. Z tego że biorę, czy z tego, że jestem skończona? Nieważne.
Ubrałam póki co długie dresy i jasną bokserkę. Bokserek miałam pełno, w każdym kolorze, uwielbiam je. Do tego założyłam moje ciepłe kapcie, a włosy upięłam w luźny kucyk. Zeszłam na dół, mimo że wiedziałam, że szykuje się kłótnia, pomiędzy mną a Roxanne. Już na wejściu zjechała mnie wzrokiem od góry do dołu, wykrzywiając przy tym swoją mordę.
- Masz jakiś problem, kochaniutka? - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Mam, bo ubrałaś się jakbyś mieszkała w śmietniku – prychnęła.
- Słuchaj, mała dziwko – nie była niska, bo wyższa ode mnie, ale nieważne. - Wolę się ubierać tak, przynajmniej na rano, a niżeli miałabym chodzić w mini, bez majtek i w staniku – bo tak właśnie była ubrana.
- I kto by chciał taką fleję, ubraną w dresy.
- Z tego co widzę, każdy w tym domu.
Wyminęłam ją, przeszłam przez salon prosto do kuchni, gdzie stał tyłem do mnie zdenerwowany Brad. Odwrócił się, a kiedy mnie zobaczył, jego wyraz twarzy złagodniał. Nie musiałam pytać, o co chodzi, bo wiedziałam, że Roxanne coś znowu namieszała, a szczerze mówiąc nie chciałam się nią przejmować.
- Hej, słyszałem jak rozmawiałaś sobie z Rox. Dobrze jej powiedziałaś – uśmiechnął się delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do lodówki, w celu znalezieniu czegoś na śniadanie. Lodówka powoli stawała się pusta, chyba dzisiaj będę bez śniadania. Westchnęłam głośno i zaczęłam się rozglądać za jakimikolwiek składnikami, które może znajdują się na blacie. Niestety, nic nie znalazłam.
- Będę smażył frytki, będziesz chciała trochę? - zapytał, gdy usłyszał burczenie w moim brzuchu.
- Jasne.
Usiadłam na krześle i przyglądałam się jak Brad przygotowuje frytki. Oparłam łokieć o blat i zamykając oczy oparłam głowę na dłoni. Najchętniej poszłabym jeszcze spać, ale póki co musiałam zabić głód. Brad krzątał się po kuchni, a ja przysypiałam na blacie. Było to niegrzeczne z mojej strony, ale chyba się nie gniewał. Mimo, że mieszkałam z tymi ćpunami, byłam dosyć dobrze wychowana. Przeklinałam może trochę za dużo, ale to chyba normalne w moim wieku, jestem prawie pełnoletnia.
Nagle poczułam czyjeś usta, przyciśnięte do moich. Zaskoczyło mnie to i podskoczyłam, otwierając szeroko oczy. To był Toby. Uśmiechnął się, ukazując rząd idealnie prostych zębów. Przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko. Oboje myśleliśmy wtedy o tym samym – o ostatniej nocy. Chłopak puścił mi oczko, chwycił jabłko z miski i wyszedł.
- No, no, no. Co to było? - zaśmiał się Brad. Wzruszyłam na to jedynie ramionami. - Jak tam wczorajszy wieczór?
- O czym mówisz? - zaciekawiłam się, marszcząc brwi.
- Jak myślisz? O twojej łóżkowej przygodzie – poruszył znacząco brwiami
- Hmm, a jak ma być według ciebie? Nic ciekawego jak zawsze. Leżałam na łóżku i nic nie robiłam, czyli jak zwykle – powiedziałam lekko wkurwiona. - Nieważne, długo jeszcze?
- Mogę ci nawet teraz nałożyć, jeśli lubisz surowe.
Posłałam mu surowe spojrzenie. Z nudów zaczęłam stukać paznokciami o blat. Nie miałam co ze sobą zrobić w tym czasie, więc nie spuszczałam wzroku z Brada, który cały czas coś robił, kręcił się w tą i z powrotem. Już pominę momenty, w których denerwował się, że frytki są cały czas surowe, to było takie zabawne.
- Kochana, jeśli się nudzisz, to idź zabandażuj rękę, bo nie wygląda za ciekawie – powiedział, zbulwersowany tym, że się z niego śmieję.
- Co z nią nie tak? - spojrzałam na moją lewą rękę, która była napuchnięta i nie było już na niej miejsc do wkłuwania igły. - Myślałam, że to tak wygląda u każdego.
- Tak, wygląda, ale trzeba to trochę zabezpieczyć, bo jesteś nowa. Jeszcze wedrze się zakażenie i będzie nieciekawie.
Pokiwałam niemo głową i wzdychając głośno, zeszłam z krzesła i poszłam po apteczkę. Tak szczerze, to po co mam się bawić w jakieś chronienie się od zakażenia, skoro i tak prędzej czy później umrę. Chłopcy często mi powtarzali, że mam tak nie mówić, bo dla mnie jest jeszcze szansa, ale wątpię, żeby mi się udało. Nie chcę tego kończyć.
Znalazłam apteczkę w łazience i wyjęłam z niej gaziki i bandaż. Na gaziki nałożyłam jakąś maść i przyłożyłam je sobie do ręki, lekko dociskając, żeby się przykleiły. Zabandażowałam starannie, na tyle mocno, żeby krew mogła dopływać.
Wróciłam do kuchni i usiadłam na tym samym miejscu co wcześniej.
- Brad, a tak w ogóle, to gdzie są wszyscy? - zagadnęłam go.
- Pojechali po towar, dostawca miał ważniejsze zlecenie, więc musieli jechać osobiście.
- Tak wszyscy naraz? - zmarszczyłam brwi.
- No, większość. Co będą w domu siedzieć. Jestem tylko ja, Toby i Roxanne. - powiedział, nakładając usmażone już frytki na talerz. - No i ty – dodał, podając mi średnią porcję.
Nie odpowiedziałam nic, tylko skupiłam się na jedzeniu. Czułam się jak w jakimś transie. Wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie, wtykając sobie frytki do ust cały czas w jednym rytmie. - Ziemia do Alex – pomachał mi ręką przed oczami. Zamrugałam dwa razy i spojrzałam na niego. - W porządku?
- Tak, zjem i pójdę spać...
Dojadłam porcję do końca, podziękowałam mu i wyszłam z kuchni, kierując się prosto do mojej sypialni. Wbiegając po schodach wpadłam na Roxanne, która spojrzała na mnie z nienawiścią w oczach i odepchnęła od siebie, przez co, gdybym nie złapała równowagi, spadłabym ze schodów.
Zagotowało się we mnie, podeszłam do niej i otrzymała kolejny zasłużony policzek. Chwyciła mnie za ramiona i mocno przycisnęła do ściany. Głośno krzyknęłam z bólu. Jedną ręką wymierzyła mi cios w dolną wargę i poczułam jak krew spływa mi po brodzie. Chwilę potem usłyszałam Brada, który wbiegł po schodach i odciągnął ją ode mnie. W tym samym momencie Toby zaciekawiony wyszedł ze swojej sypialni. Przewrócił oczami na widok Roxanne, po czym spojrzał na mnie i jego wyraz twarzy mówił coś w stylu „O matko!”. Cofnął się po coś, co okazało się chusteczkami. Wyjął jedną i starannie wytarł moją brodę z krwi. Cały czas patrzeliśmy sobie prosto w oczy, czemu przyglądali się Roxanne i Brad. Gdy zdałam sobie sprawę, że na nas wtedy patrzyli, spuściłam wzrok, prawdopodobnie zalałam się rumieńcem i zamknęłam się w swoim pokoiku. Toby, nie rób tego więcej.
Nie chciało mi się przebierać, a w takim stroju pod kołdrą będzie mi za ciepło, więc wzięłam tylko koc z fotela, stojącego przy małym stoliku i ułożyłam się na łóżku. Zasnęłam w mgnieniu oka.


Obudziły mnie czyjeś usta, błądzące pod moich uchem. Jęknęłam zdenerwowana, nienawidzę jak ktoś mnie budzi, a takim sposobem, tylko jedna osoba zawsze mnie wybudzała...
- Alex, ile można spać, wstawaj – szepnął chrapliwy, męski głos.
- Jeff, spierdalaj – syknęłam, naciągając koc na głowę.
- Rusz się! - krzyknął, zsuwając ze mnie koc na podłogę. Przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, spowodowane nagłej zmianie temperatury. Kurwa, a było mi tak cieplutko.
- Zajmij się sobą! - syknęłam ponownie.
- No właśnie nie mam co robić, więc pomyślałem, że ciebie podenerwuję – westchnął kładąc się na mnie.
Uwielbiam tych ludzi. Zachowywaliśmy się wszyscy jak stare dobre małżeństwo, albo jak bardzo dobrzy przyjaciele, jak kto woli.
Przymknęłam oczy z zamiarem zapadnięcia w dalszy sen.
- Masz wstawać, a nie spać – mruknął i ugryzł mnie w przypadkowe miejsce na szyi.
- Co ci to da, że wstanę, Jeff?
- Mi nic, ale wiesz, zawsze o tej porze chodzisz sobie na samotne spacerki, a właśnie teraz jest taka pora – nadal miałam zamknięte oczy, ale coś czułam że bacznie obserwuje moją twarz. - Prześpisz nam cały dzień.
Ignorowałam go, tak strasznie chciało mi się spać, ale wiedziałam, że nie zasnę, skoro Jeff na mnie leżał.
- Alex, bo cię zgwałcę – mruknął.
- Jestem gwałcona prawie codziennie, po zażyciu – westchnęłam. - Chcesz to sobie gwałć.
- Jesteś pewna? - mruknął.
- Mhm.
Poczułam jego oddech na moim obojczyku, a potem jego ciepłe wargi na mojej szyi. Ssał delikatnie przypadkowe miejsce, momentami lekko przygryzając.
- Łamiesz zasady, sherlocku – powiedziałam na wydechu, odchylając głowę w tył.
- Zasady są po to, żeby je łamać – musnął inne miejsce, szukając tego jedynego, najsłabszego punktu. - Poza tym, ja je wymyślałem. No i słyszałem co nieco, że nie czujesz się komfortowo podczas... zresztą wiesz o co mi chodzi.
- Co? Skąd wiesz? - dopiero teraz otworzyłam oczy i na niego spojrzałam. Uwielbiałam jego oczy, były tak cudownie ciemne. Czuje się jak szmata, gdy praktycznie robię to z każdym mieszkającym tu samcem, oprócz Brada, mniejsza, ale tak wygląda właśnie moje życie i nie przeszkadza mi to. Poza tym, nie mam chłopaka, więc nie mam komu być wierna.
- Cii.
Uciszył mnie i wykonywał dalej, to co już zaczął. Moja głowa bezwładnie opadła na poduszkę.
- Masz zamiar mnie drażnić seksualnie, dopóki nie wstanę? - powiedziałam, wiercąc się pod nim.
- Mniej więcej – powiedział, gdy na sekundę się ode mnie oderwał. Nadal szukał tego jedynego miejsca, które po dotknięciu zaprowadzi mnie do innej bajki.
- W takim razie się nie ruszam – mruknęłam, odwracając głowę, by chłopak mógł zająć się drugą stroną. Jęknęłam głośno, gdy udało mu się odnaleźć mój czuły punkt, który był zaraz nad moim prawym obojczykiem. Przez moje ciało przeszedł niewyobrażalny dreszcz. Uczucie pulsowania między nogami było nieznośne. Drażnił się ze mną cały czas. Potarł brutalnie swoim kroczem o moje, co sprawiło, że jęknęłam jeszcze głośniej. Chłopak zatkał mi usta dłonią, na co zaskoczona ponownie otworzyłam oczy.
- Cicho, bo zaraz ktoś tu wpadnie i nas nakryje na łamaniu zasad – spojrzałam na niego złowrogo. Jego oczy były w tym momencie takie rozbawione.
Zdjęłam jego rękę z moich ust. - Ciężko jest kontrolować jęki, debilu.
- To się naucz – szepnął, zniżając się ponownie i kreśląc językiem kółka w tym samym miejscu. Przygryzłam wargę, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Jezu, myślałam, że zaraz mu wyjebie.
- Widzisz? Da się – opadł obok mnie i patrzał prosto w moje oczy.
Westchnęłam lekko poddenerwowana. Sprawia mi przyjemność, a potem jakby nigdy nic mnie zostawia, kto tak robi?!
- Najpierw mnie podnieca, a potem odrzuca – prychnęłam.
- Czyli, że cię podniecam? - poruszył znacząco brwiami. - Co ci się w wargę stało – powiedział, zmieniając skutecznie temat.
Z początku nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale po chwili sobie wszystko przypomniałam.
- Widzisz, tak się ugryzłam w wargę, żeby nie jęczeć, że aż sobie ją przegryzłam – powiedziałam z sarkazmem. Jeff wybuchł głośnym śmiechem.
- Rozumiem, ale tak serio?
- Mała bójka z Rox.
- Znowu – przewrócił oczami w irytacji.
- Wybacz, prawie zepchnęła mnie ze schodów! Teraz spadaj bo chcę się przebrać.
Pocałował mnie opiekuńczo w czoło i wstał z łóżka.
- Jak nie zobaczę cię na dole za piętnaście minut, to tu wrócę – powiedział chrapliwym głosem, wychodząc.
Przewróciłam oczami, podniosłam koc z podłogi i poszłam się przebrać. Miałam zamiar wybrać się na codzienny spacer, a że znowu padało, wybrałam długie ciemnie rurki i jasny t-shirt. Potem tylko zarzucę kurtkę z kapturem. Jeżeli Jeff zrobił mi malinkę, nie ważne czy bladą, czy normalną, to ma przerąbane, bo nie posiadałam ciuchów, które zakrywałyby moje obojczyki.
- Siema! - krzyknęłam entuzjastycznie, schodząc po schodach.
- Cześć – przywitali się równo wszyscy. Siedzieli na kanapie i oglądali jakiś teleturniej w telewizji.
Zaczęłam się rozglądać za wolnym miejscem, żeby móc gdzieś usiąść. Wszystkie miejsca były zajęte. Toby ruchem głowy kazał mi do siebie podejść, więc to zrobiłam.
- Siadaj – powiedział, rozsuwając nogi. Usiadłam na podłodze pomiędzy nimi i oparłam się o dół fotela.
Chłopak oderwał się od oparcia i oparł łokcie o swoje kolana. Chwycił w dłonie moje włosy i zaczął się nimi bawić. Przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Bawi mnie ten człowiek.
- Co? - spytałam, kiedy zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią. Jeff spoglądał w inną stronę, rękę miał opartą na swoim kolanie, uśmiechał się sam do siebie i nerwowo poruszał nogą.
- Złamałaś zasady, szmato – warknęła Roxanne, która pojawiła się właściwie znikąd.
- Zamknij pysk, ktoś ciebie pyta o zdanie? - warknęłam.
- Alex, złamałaś zasady, wiesz że takie tu panują. Jak mogłaś? - tym razem powiedział Brad.
- Wiecie co, mówicie, jakbym sama sobie ją zrobiła! - oburzyłam się. - Stary, gdybym robiła ci loda, tak po prostu byś kazał mi przestać, mimo podniecenia, bo łamiesz zasady?
Trochę się zawstydziłam, gdy dotarło do mnie, co właśnie powiedziałam.
Roxanne podeszłam do mnie, chwyciła za koszulkę i pociągnęła, abym wstała. Nasze ciała były tak blisko siebie, wiedziałam, że zaraz od niej oberwę. Pierwszy raz się jej wystraszyłam.
- Jakie to smutne, wszyscy są przeciwko tobie, zawsze jesteś takim pieprzonym aniołkiem. Myślisz, że jak cię wszyscy tu lubią, masz jakieś ulgi? - powiedziała z jadem w głosie. Chwilę po tym poczułam pieczenie na moim lewym policzku.
- Fajnie ci się tak mnie okłada cały czas po ryju? - szepnęłam drżącym głosem. Coś we mnie pękło i w moich oczach zebrały się łzy. Chłopcy mieli okazję zobaczyć jak płaczę. Pierwszy raz, od kiedy tu mieszkam zdarzyło mi się popłakać. Nawet Rox stanęła jak wryta i nie wiedziała co powiedzieć.
Wyminęłam ją ignorując te wszystkie spojrzenia, zwrócone na mnie. Jedynie spojrzałam przelotnie na Jeffa, który nie miał odwagi na mnie spojrzeć, bo to tak naprawdę jego wina, że oberwałam.
Szybko ubrałam buty i narzuciłam na siebie moją kurtkę, zanim ktokolwiek zdążyłby mnie zatrzymać. Gdy już miałam wychodzić poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć i zatrzymuje.
- Alex... - to był Brad.
- Puść mnie – szepnęłam, wycierając łzy drugą ręką.
Popatrzył mi przez chwilę w oczy i zrezygnowany westchnął puszczając mój łokieć. Odwróciłam się, podeszłam do drzwi i ostatni raz na niego zerkając, zatrzasnęłam je z hukiem.
Wpuściłam jesienne powietrze do moich płuc. Zrelaksowałam się, przynajmniej w jakimś malutkim stopniu. Nałożyłam kaptur na głowę, wytarłam ostatnie łzy i zaczęłam rozmyślać o tej sytuacji w tunelu. Odstresuję się, kiedy ten koleś ponownie mnie pocałuje, w ten sam sposób.
Jeśli dobrze pójdzie i tajemniczy chłopak również będzie chciał mnie spotkać ponownie, trafię na niego. Mniej więcej o tej porze wczoraj wyszłam z domu. Myślałam, że będę musiała się cofnąć do domu po telefon, aby wiedzieć dokładnie, o której skierować się w tamtym kierunku,  aby na niego wpaść. Na szczęście znajdywał się w kieszeni mojej kurtki, czyli od wczoraj go nie wyjmowałam.
Z nadzieją, że go spotkam, ruszyłam przed siebie w stronę parku.

________________________________________________

No to mamy rozdział drugi woohoo!
Po roku czasu, ale jest haha
Z góry (albo z dołu) przepraszam za te wszystkie powtórzenia i różnego typu błędy, ale jestem tylko człowiekiem i mam prawo je popełniać, mimo że bardzo nie chcę, ew.
W każdym bądź razie mam nadzieję, że się spodoba.

Do następnego rozdziału

2 komentarze:

  1. Mi też się podoba.. nawet bardzo.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahhahaha wkoncu noo ^^
    mam nadzieje ze teraz to tak dlugo trwac nie bedzie :***

    OdpowiedzUsuń